Klasyczne kino spod znaku zombie oraz fani gatunku, pełnego scen ukazujących odgryzione kończyny czy wyprute „flaki”, nie przyjmą zapewne „World War Z” do swojego szeregu. Najnowszy film Marca Forstera to bardziej widowisko sensacyjne, historia, której główny wątek opiera się na przeciwdziałaniu rozwijającej się pandemii „żywych trupów” niż indywidualnej walce o przeżycie w wykonaniu głównych bohaterów.
Konwencja filmów o zombie najczęściej przybierała inną formę. Pamiętamy „28 dni później” (wraz z kontynuacją „28 tygodni później”) czy „Świt żywych trupów”. Zmasakrowane ciała, krew tryskająca na widza z każdej strony i przede wszystkim zombie w najbardziej przerażającej postaci – wyskakujące spoza kadru niemal nieustannie. Bohaterowie „World War Z” skupiają się na opanowaniu ataku zarazy, znalezieniu antidotum na powstałą dominację żywych trupów, które zawładnęły ludzkością na skalę globalną. Twórcy filmu omijają tu drastyczne sceny (które zapewne w tle opowieści mają miejsce), nadając obrazowi klimat wędrówki Gerry’ego Lane’a (Brad Pitt) po wybawienie dla całego świata. Zdjęcia autorstwa Bena Seresina („Transformers: Zemsta upadłych”) pokazują nam znaczną ilość scen dość chaotycznie, przedstawiając je w bardzo dynamicznym tempie, niekiedy dezorientując widza. Zabieg ten jednak pokazuje, jak bardzo nieopanowaną sytuację zastaliśmy na ekranie – twórcy przekazali nam w ten sposób nieład, który owładnął świat za sprawą rozszerzającej się pandemii.
Film rozpoczyna się sceną z udziałem typowej, spokojnej i szczęśliwej rodziny państwa Lane. Gerry jest byłym pracownikiem ONZ, który odszedł ze służby, aby znaleźć spokój przy kochającej żonie i dwóch córkach. Praca dla organizacji wiązała się z rozstaniem i częstym niebezpieczeństwem, jakie pracownicy sprawujący służbę napotykali w odwiedzanych krajach. Podczas wspólnej podróży ulicami Filadelfii, Gerry wraz z bliskimi zostają świadkami przerażających wydarzeń. Ukąszeni przez zombie ludzie zmieniają się, by za chwilę podążyć jednym szeregiem z oprawcami – zarazić pandemią kolejne napotkane osoby. Rodzinie Gerrego udaje się zbiec z centrum tych zdarzeń i skontaktować się z byłym przełożonym z ONZ, który prosi Gerrego o powrót do czynnej służby. Pani Lane wraz z córkami otrzymują bezpieczną kajutę na statku rządowym a Gerry rusza wraz ze współpracownikami do miejsca, gdzie prawdopodobnie wystąpiły pierwsze ukąszenia, aby znaleźć sposób na powstrzymanie globalnego ataku zombie.
„World War Z” to kino przystępne również dla widzów o słabszych nerwach, którzy niekoniecznie dobrze czują się przy seansie filmów z gatunku horroru. Dość sprawnie zawiązująca się akcja sprawi, że najnowszy film Forstera nie znudzi – chociaż finalna część obrazu znacznie zwalnia, buduje jednocześnie starannie pielęgnowane przez twórców napięcie. Ostatnia część „World War Z” pozostawia jednak mały niedosyt – mamy wrażenie, że historia została przerwana gdzieś w połowie. Pozostaje więc domyślać się, że druga odsłona światowej wojny z zombie wkrótce nastanie, albo twórcy celowo pozostawili niedopowiedziane rozdziały, pozostawiając widzowi pole do własnej rekonstrukcji kolejnych wydarzeń.
Autor: Adam Plutowski