W zeszłym tygodniu na łamach Filmowo można było przeczytać pierwszą, wychodzącą spod moich rąk, próbę recenzji brytyjskiej sztuki teatralnej, którą miałam okazję podziwiać na ekranach Multikina. Moje zainteresowanie tą nową możliwością spotkania z kulturą, skłoniło mnie do ponownej wizyty w kinie. Tym razem uczestniczyłam w retransmisji „Koriolana” w wykonaniu teatru Donmar Warehouse. Sztuka ta okazała się zupełnie odmienna od poprzedniej, baśniowej „Zimowej opowieści”, przez co wymagała nie lada wysiłku intelektualnego trwającego ponad trzy godziny. Ku mej uciesze trud ten okazał się przyjemnością.
Tekst Szekspira opowiada o młodym, rzymskim wojowniku, który niestrudzenie zwycięża wszystkie potyczki z wrogiem, zdobywając sławę w całym Imperium. Gnejusz Marcjusz Koriolan jest stworzony do bycia żołnierzem, robi to co do niego należy, nie afiszując się zwycięstwami ani wojennymi ranami. Nie wystarcza to do zaspokojenia ambicji jego matki Woluminy, która popycha go w kierunku zdobycia tytułu konsula. W tym wydaniu świetny duet tworzą Tom Hiddleston jako Koriolan i Deborah Findley, która jest niesamowicie wiarygodna w roli twardej i upartej kobiety mającej największy wpływ na zajadłego bojownika. Toksyczna relacja między tą dwójką śmiało może uchodzić za jeden z najlepszych przykładów narodzin psychopatycznych zachowań.
Koriolan, dzięki swoim wojennym zasługom, zdobywa uznanie Senatu, lecz ostatecznie musi przypodobać się prostemu ludowi i prosić go o głosy zaufania. Spoufalanie się z ludźmi niższego stanu nie leży w naturze żołnierza, jest on zbyt dumny i wyniosły, aby szczerze oddać się temu zadaniu. Jego bojownicze nastawienie wynika ze sposobu wychowania i wiary w ideę silnego kraju rządzonego przez światłych i sprawiedliwych ludzi. Dotąd utwierdzał go w tym przekonaniu jego przyjaciel, patrycjusz Menenius ( w tej roli Mark Gatiss, znany z serialu „Sherlock”), szczerze oddany posłudze Rzymowi. Jednak nasz bohater szybko przekonuje się jak wygląda druga, brudna strona polityki, kiedy to podczas walki o konsulat trybunowie ludu spiskują przeciw niemu i podburzają gawiedź. Na tę wieść wściekły Koriolan przemawia zgodnie ze swoim sumieniem, kwestionując podanie tak ważnych kwestii politycznych w ręce niewyedukowanego społeczeństwa, którym można manipulować wedle swoich zachcianek.
Już na tym etapie „Koriolan” sprawia, że u widowni rodzą się refleksje związane z system demokracji oraz funkcjonowaniem polityki. Koriolan jako człowiek czynu brzydzi się zawoalowanymi słowami trybunałów i ich krętactwem. Jego wypowiedzi są dosadne i prawdomówne, co nie podoba się ludowi. W odniesieniu do naszej sytuacji politycznej nie sposób uciec od wrażenia, że słowa średniowiecznego dramaturga wciąż pozostają aktualne i spełniają swoje zadanie – budzą w odbiorcy spojrzenie na otaczającą nas rzeczywistość. A postać Koriolana – człowieka wielce zasłużonego, ale nieporadnego w starciu z opinią publiczną, można porównać do dzisiejszej sytuacji Lecha Wałęsy.
Niestety spiski przeciw żołnierzowi, które wywołały z jego strony obraźliwą reakcję, doprowadzają do wygnania go z miasta. Banita w tej sytuacji postępuje jak człowiek wzgardzony i pozwala, aby chęć zemsty zawładnęła jego sercem i umysłem. Wchodzi w zmowę ze swoim niegdyś największym wrogiem, wodzem Wolsków i razem postanawiają zniszczyć Rzym. W ten oto sposób Szekspir po raz kolejny pokazuje nam, do jakiego obłędu można doprowadzić człowieka złamanego, ale dumnego, który sprowadza swoje poczucie honoru do krwawej zawiści.
Inscenizacja teatru Donmar Warehouse odkrywa warstwę psychologiczną w tym politycznym dramacie. Jak już wspomniałam głównym motorem działania Koriolana jest wpływ jego matki. Wolumnia chyba jako jedyna matka na świecie cieszyła się na wieść, że jej nastoletni syn wybywa na wojnę. Zasady, które mu wpoiła świetnie sprawdziłyby się również w ustroju totalitarnym. W ostatecznym rozrachunku matka przychodzi do syna z błagalną prośbą o zawarcie pokoju. Oboje na tej decyzji ponoszą klęskę – syn mięknie, za co spotyka go kara ze strony Wolsków, zaś matka musi zaakceptować stratę swojego „projektu życia”.
W cieniu pozostaje żona Koriolana, Wirgilia, która jako jedyna w pełni go akceptuje i nie stara się wpłynąć na jego postępowanie. Kobieta bez słowa trwa przy jego boku, a swoje oddanie za każdym razem pieczętuje delikatnym pocałunkiem. Być może, gdyby Wirgilia nie była zupełnym przeciwieństwem jego matki i potrafiła dotrzeć do swojego męża, nie doszłoby do tragedii.
Tę zapalczywą walkę pomiędzy Koriolanem a rzymską społecznością świetnie uwydatnia oszczędna scenografia. Cała akcja rozgrywa się na małej scenie, pod murem pokrytym słowami ludu. Oszczędność kostiumów i rekwizytów sprawia, że uwaga widza nieustannie jest skupiona na bohaterach. Uważam ten zabieg za udany, ze względu na zachowanie surowych warunków, w jakich przystało żyć głównemu bohaterowi.
„Koriolan” jako dramat polityczny, w którym tło psychologiczne postaci jest kluczowe, doskonale wpisuje się w znaną nam twórczość Szekspira. Żądza władzy, zazdrość, zawiść to wciąż powracające motywy u tego twórcy, które zapewne od początku istnienia ludzkości aż do końca będą występować nam towarzyszyć w coraz to nowszych formach. Główny bohater tej sztuki chcąc uchodzić za prawdomównego i sprawiedliwego spotyka się z społecznym ostracyzmem. Jak pokazuje nam historia takie przypadki zdarzały nie raz, a w świetle niedawnych wydarzeń możemy się doszukać coraz większej ilości intryg, które mają pozbawić wskazane osoby dobrego imienia. Dość przygnębiającym jest fakt, że sztuka sprzed 400 lat rzuca wciąż aktualne spojrzenie na problemy dotykające nas we współczesności. Lecz to właśnie poprzez uniwersalność i ponadczasowość tego dramatu można docenić jego wysoką wartość.
Autor: Marta Ossowska