Tyle wstydu o nic? – analiza i interpretacja „Wstydu” Steve’a McQueena

Początek seansu może dziwić nadmiernym eksponowaniem golizny Brandona (Michael Fassbender), ale widz prędko przekonuje się do słuszności taktyki obranej przez Steve’a McQueena, która ma podkreślić seksualność produkcji. Mężczyzna podczas imprezy nie ma odwagi podejść do żadnej z kobiet. Wybiera niezobowiązujący seks z prostytutkami. Nie ma bowiem z nimi – jako osobami nieodgrywającymi w jego życiu żadnej roli – najmniejszego problemu kopulować w najrozmaitszych warunkach.

 

Bezdyskusyjnie ważną, może najważniejszą, osobą z jego otoczenia jest siostra, z którą łączą go specyficzne relacje. Wyraźnie go „podrywa”, nie traktując flirtu poważnie. Brandon jednak boi się swej niepohamowanej seksualności, która mogłaby go skłonić do czynu kazirodczego. Ten problem nie dotyczy Sissy (Carey Mulligan), która traktuje go wyłącznie jak ukochanego brata niepotrafiącego wyluzować się; być zadowolonym z życia; cieszyć się z jej obecności.

 

Gwoli ścisłości, brat ledwo ją toleruje – pewnie przez odgórne moralne nakazy, gdyż tak po prostu „wypada”, choć najchętniej uciąłby kontakt. Woli oglądać filmy pornograficzne, niż odebrać od niej telefon. Wyraźnie ma do niej jakiś uraz, lecz reżyser nie daje nam jednoznacznych tropów. Nie wiemy na pewno, czy kieruje nim zazdrość o umiejętność tworzenia emocjonalnych więzi, choć byłoby to zrozumiałe. Nie wiadomo również, czy coś między nimi się wydarzyło, co mogło zaważyć na niechęci Brandona do siostry. Niewiadome są również losy najbliższej rodziny. Czy rodzice żyją? Jeśli tak, to co obecnie dzieje się z tymi, o których bohaterowie konsekwentnie milczą?

 

Jednak silne uczucie do siostry objawia się w jego niestłumionym wzruszeniu podczas wykonania „New York New York” z repertuaru Franka Sinatry. Brandonowi ciężko też znieść miłosne igraszki w wykonaniu jej i jego kolegi z pracy (James Badge Dale) – z tego też powodu chwilowo opuszcza mieszkanie, by nie musieć słuchać odgłosów za ściany. Tak długa sekwencja biegu może dziwić. Wydaje się być specjalnie w ten sposób rozciągnięta, by klasyczna muzyka Glenna Goulda mogła spokojnie wybrzmieć. Po całej akcji, jak gdyby nigdy nic, siostra kładzie się do łóżka Brandona, lecz ten prędko, niezwykle gwałtowanie i wulgarnie ją wyrzuca – wściekły i poirytowany.

 

Brandon nieustannie boi się, że jego nałóg wyjdzie na jaw. Dlatego jest tak niezadowolony, gdy zabrany zostaje jego pracowniczy komputer. Na jego szczęście szef zakłada, iż rzeczone „świństwa” znajdujące się w jego twardym dysku są sprawką stażysty. Jednocześnie – nie uświadamiając sobie ironii losu, iż obraża swojego rozmówcę –  twierdzi, że „tylko pojeb mógłby oglądać coś takiego”.

 

Później Brandon łatwo daje się poderwać koleżance z pracy. Zadając mu tylko jedno pytanie, zdążyła go delikatnie zainteresować swoją osobą. Z pewnymi oporami decyduje zjawić się na randce. Przeprasza za spóźnienie. Zachowuje się trochę niezdarnie i nerwowo. Jest raczej nieśmiały, a na pewno brakuje mu pewności siebie. Nie potrafi pozbyć się z twarzy nerwowego uśmieszku, świadczącego o nieśmiałości. Chwali jej wygląd, ale ośmiela się do tego wyznania tylko wtedy, by odwzajemnić komplement skierowany do niego („– Przystojnie wyglądasz; – A ty zjawiskowo”) albo wtedy, gdy sama zwraca uwagę na swój ubiór („- Godzinę myślałam, w co się ubrać; – Mądry wybór”). Nie jest typem zdobywcy, klasycznym podrywaczem, amantem. Nie jest nawet „panem sytuacji” – przeszkadza mu w tym nieco nadgorliwy, wciąż zjawiający się z nową propozycją kelner (też zresztą dosyć „zawiany”, gdyż nie zdobywa wszystkich informacji za pierwszy razem). Jego pierwsze odejście wzbudza u bohaterów życzliwy śmiech. Brandon szybko zamyśla się, gdy ma okazję przyjrzeć się twarzy Marianne (Nicole Beherie). Nie chce przyznać się, że jest spięty, bagatelizując sprawę – wyraźnie dla „dobra sytuacji”, by nie było zbyt niezręcznie.

 

Gdy wraca kelner, reflektuje się, że nie wybrał wciąż głównego dania. Gdy to ona pierwsza dokonuje wyboru, Brandon niby „przypadkowo” i ochoczo przystaje na „to samo”. „Brzmi smakowicie”, dodaje natychmiast – właściwie w ramach jednego zdaniu. Gdy kelner dopytuje o szczegóły, Brandon zgadza się na pierwsze lepsze wyjście. Widać, że to nie kwestia jedzenia zaprząta jego myśli, lecz stara się wywrzeć dobre wrażenie na towarzyszce posiłku.

 

Gdy obsługujący stolik odchodzi po raz drugi, Brandon zgrabnie zdobywa się na odwagę i pyta, czy koleżanka kogoś ma. Okazuje się, że obie strony z nikim się nie spotykają. Dziwi to Marianne, która z kolei przyznaje, że od niedawna jest z mężem w separacji. „Długo byliście małżeństwem?”, dopytuje Brandon. Przerywa mu znów kelner i zbywa go wyborem pierwszego lepszego gatunku wina. „Nie wyszło nam”, dokańcza wątek towarzyszka. Brandon, nieśmiało drwiąc z przedstawionej sytuacji, zdradza, iż jest przeciwnikiem instytucji małżeństwa. Towarzyszka nieco zbita z tropu ze śmiechem pyta, po co w takim razie się tutaj spotkali. Mężczyzna odpowiada żartem dotyczącym dobrego jedzenia w niniejszym lokalu. Prędko jednak doprecyzowuje, że nie wyobraża sobie życia z jedną osobą do śmierci. Za przykład bierze pary, które nie mają sobie nic do powiedzenia podczas posiłków. Być może w ten sposób sygnalizuje widzowi, że boi się ciszy, „normalności”, stabilności i „zwykłości” w związku. Partnerka trzeźwo mu przerywa: „Nie muszą rozmawiać, bo łączy ich więź”. Brandon pozostaje nieprzekonany: „Albo są sobą znudzeni”. Kontynuują rozmowę, drocząc się ze sobą. „Ile trwał twój najdłuższy związek”, pyta ona. „Otóż to”, odpowiada sobie sama –po dłużej chwili jego milczenia – z triumfem w głosie. Sam zainteresowany odpowiada wreszcie pytająco i ze śmiechem: „cztery miesiące?” – nie wiadomo czy szczerze czy fałszywie. Bohaterka wyczuła w nim lęk przed emocjonalnym zbliżeniem się z kobietami i nakłania go do poważniejszego potraktowania sprawy. Później widzimy ich z zewnątrz, nie słysząc rozmowy.

 

Po wyjściu para dalej ze sobą flirtuje, a Brandon dopuszcza się do dosyć chłopięcych zagrywek. Marianne pozytywnie reaguje na takie szczenięce zaloty. Brandon przyznaje, że chciałby być muzykiem w latach 60. – delikatny sygnał, że nie do końca odnajduje się we własnej skórze. Ona jednak dobrze się czuje „tu i teraz”. Przy rozstaniu, Brandon wyraża chęć kolejnego spotkania. a Marianne przewrotnie odwzajemnia tę chęć. Mężczyzna rozstaje się wyraźnie zadowolony. Wraca do pustego mieszkania. Prędko jednak do mieszkania przybywa Sissy i przyłapuje go na masturbacji, co generuje gwałtowną sprzeczkę pomiędzy nimi. Gdy w gniewie Brandon zamyka się w łazience, Sissy natrafia na jego włączony sex-chat. Seans szybko przerywa sam zainteresowany zamykając laptopa. Po tej akcji Sissy opuszcza dobrowolnie mieszkanie. Sprzeczka i kompromitacja w oczach siostry nie pozostaje bez wpływu na zachowanie Brandona. Po chwili smutku postanawia zerwać z nałogiem poprzez wyrzucenie wszystkich seksualnych akcesoriów i pism erotycznych, którymi zawalone jest mieszkanie.

 

W pracy całuje Marianne. Następnie zabiera ją do apartamentu, z którego podglądał wcześniej parę uprawiającą seks. Chwilę przed zamierzonym stosunkiem zamyśla się, patrząc na twarz swojej sympatii. Mimo chęci nie jest w stanie sprostać wyzwaniu, jakim okazuje się seks, za którym kryje się uczucie. Wyraźnie załamany, unika kontaktu wzrokowego z niedoszłą kochanką – nawet gdy ta próbuje go pocieszyć. Proponuje jedynie odprowadzenie partnerki, lecz ta dziękując, odmawia. Wkrótce Brandon rozładowuje napięcie i gniew w tym samym miejscu z kolejną prostytutką. Mechaniczna kopulacja wychodzi mu tym razem bez najmniejszego zgrzytu. Dla prostytutki pozostaje gentlemanem – nie wyżywa się w żaden inny sposób niż seksualny.

 

Po akcie seksualnym zwieńczonym sukcesem, widzimy kolejne spotkanie rodzeństwa oglądających telewizję. Reżyser niesamowicie rozplanował tę scenę, by podkreślić nie tylko ich intensywne – aczkolwiek niezręczne, momentami wręcz paraseksualne – relacje, ale także i rosnące napięcie pomiędzy nimi. Widzimy tyły ich głów i nieostry obraz płynący z odbiornika. Siostra prosi o uścisk, na który ten się zgadza. Po chwili mężczyzna daje upust swojemu gniewowi. Jest zły na siostrę za noc spędzoną z jego szefem. Chłodno i surowo ją ocenia, wręcz brzydzi jej postawa. To obłudne, zważywszy na fakt, iż sam nie zachowuje czystości. Sissy nie rozumie jego frustracji. Uświadamia ją, że jej kochanek ma rodzinę i dzieci. Sissy stwierdza, że o niczym nie wiedziała, ale przeprasza. Brandon jej nie wierzy. Jest dla niej w pewnym stopniu okrutny: wymaga perfekcji – nie może znieść, że znowu „nawaliła”. W kontekście całego obrazu widać, że są to jego własne osobiste frustracje przeniesione na inną osobę, by złagodzić ból perfekcjonisty. Pragnie ją wyrzucić z mieszkania („nic z tego nie będzie”), ale młodsza siostra błaga go o zmianę decyzji, gdyż nie ma gdzie się podziać. Oskarża ją, że go wykorzystuje; manipuluje nim; próbuje wzbudzić litość, współczucie i wyrzuty sumienia; nie daje spokoju. Według niego nie jest za nią wcale odpowiedzialny („nie urodziłem cię, nie wydałem na świat”), choć są rodziną. Oskarża ją (przy sukcesywnie coraz bardziej podniesionym głosie), że wcale mu nie pomaga, lecz tylko „rujnuje jego świat”. Czyni to przy charakterystycznym chwycie za policzki, co sprawia wrażenie kontaktu bardzo agresywnego i bardzo nietypowego dla tego rodzaju rozmowy – świadczący o dominacji tego, który ten chwyt stosuje. Jego twarz wydaje się połączeniem agresji i współczucia – rozczulenia nad losem ich obojga. Nazywa ją ciężarem, kulą u nogi. Chciałby się od niej całkowicie odciąć, zerwać wszelkie kontakty. Zapłakana, kochająca młodsza siostra, zdając sobie z tego sprawę, boi się tego scenariusza i walczy o jego uczucia. Ten usiłuje bagatelizować sytuację: „Czemu wszystko traktujesz jak koniec świata?”. Szczyci się tym, że jest samodzielny, a nie bezmyślnym „pasożytem”, jak określa siostrę. Ta jednak przytomnie stwierdza, że tak naprawdę jest sam, nie ma nikogo i uderza w jego czuły punkt – problemy z wiecznym niezaspokojeniem seksualnym. Brandon chce na tym etapie zakończyć rozmowę i do niej nie wracać. Ponadto życzy sobie, by Sissy opuściła mieszkanie.

 

Cierpiący bohater wyrusza na miasto w celu zaspokojenia potrzeby. Po nieudanym, ordynarnym podrywie (i brutalnej reakcji partnera niedoszłej kochanki, co poskutkowało blizną na twarzy) desperacko próbuje nawet seksu gejowskiego. Gdy przygodny kochanek zgadza się obsłużyć go oralnie, na twarzy widać bardziej cierpienie niż rozkosz. Następna scena (orgia z dwiema kobietami) została połączona z dramatyczną wiadomością Sissy na jego poczcie głosowej, która nie spotyka się z natychmiastową reakcją brata.

 

Gdy po kilku próbach Sissy wciąż nie odbiera, Brandon przewidując kłopoty, zaczyna biec do mieszkania. Zastaje tam na wpół żywą siostrę, która podcięła sobie żyły kuchennym nożem. W tej niemej scenie (przy wtórze kolejnego tematu Glena Goulda) obserwujemy desperackie próby zatrzymania krwawienia i wezwania pomocy medycznej. Możemy dokładnie przyjrzeć się narastającemu szaleństwu malującemu się na poturbowanej twarzy Brandona. Sissy przebudza się w szpitalu i wita go słowem: „zasraniec”.

 

W przejmującej scenie kulminacyjnej obserwujemy Brandona, którego ból emocjonalny aż powalił na ziemię i zmusił do płaczu. Natomiast w scenie wieńczącej seans widzimy go już w metrze spoglądającego na atrakcyjną damę, gdzie zwraca uwagę na pierścionek u jej dłoni. Mężczyzna ma gładkie lico, więc nie możemy stwierdzić z całą pewnością, czy widzimy retrospekcję czy jego dalsze losy, gdy twarz już się zagoiła. Tym samym, reżyser zdecydował się na otwarte zakończenie, lecz możemy być pewni przemiany duchowej tragicznej postaci Fassbendera.

 

Autor: Filip Cwojdziński

Forum:

Nie znaleziono żadnych komentarzy.

Wstaw nowy komentarz


Załóż własną stronę internetową za darmo Webnode