Sto lat to za mało? „Stulatek, który wyskoczył przez okno i zniknął”

Nawet nie będę udawał, że czytałem książkę Jonasa Jonassona. Ba, nawet o fakcie jej istnienia przekonałem się ledwie parę dni przed seansem. Co więcej, obejrzana komedia przygodowa wcale nie zachęciła mnie do sięgnięcia po nią – nawet zakładając, iż pierwowzór jest lepszy. Dla Szwedów to ponoć klasyczna powieść, a dla Polaka może okazać się nie tyle niezrozumiała, co nieistotna. Niezrozumiały mógłby być co najwyżej fenomen tej prozy, gdyż szerokie konteksty z historii światowej ostatnich stu lat są raczej powszechnie czytelne nawet dla laików (jak niżej podpisany), choć niewykluczone, że poukrywano tam wiele smaczków do rozszyfrowania wyłącznie dla urodzonych na szwedzkich ziemiach.

 

Jaki jest zatem ten szwedzki humor? Kto wie, czy nie czarniejszy niż brytyjski. Niczyja śmierć bowiem nie wywołuje wśród świadków poczucia winy, najmniejszego wzruszenia  czy choćby cienia refleksji. A jednocześnie nie jest to film zbyt drastyczny. Rzekłbym, całkiem subtelny – raczej do powszechnego zaakceptowania, nawet mimo humoru nieraz przekraczającego normy poprawności politycznej. Lecz akceptacja nie oznacza jeszcze czerpania błogiej przyjemności z seansu. Widz, podobnie jak uczestnicy wydarzeń z ekranu, nie angażuje zbytnio zmysłów w piętrzącą się intrygę. To klasyczny średniak, który dusigroszom spędzi sen z powiek za zmarnowany bilet, a tym „luźniej stąpającym po ziemi” (albo bogatszym) nie sprawi większego zawodu.

 

Jednak oba obozy zapomną w trymiga obecne perypetie staruszka Allana Karlssona (w tej roli o połowę młodszy Robert Gustafsson), który prawie skończył studia, przeplatane wspomnieniami tegoż zapalonego wielbiciela bomb wszelakich, a w box office’ie zapewne zniknie po nich ślad równie prędko. Ciężko bowiem zachwycać się kolejny raz miałką, acz przyjemną komedyjką z „szalonymi” czy też „zwariowanymi” zwrotami akcji oraz typowymi narwanymi (ze szczególnym wskazaniem na przesadnego entuzjastę rewolucji) tudzież ciapowatymi (kierowca mimo woli) bohaterami. Tytułowy stulatek natrafia także na największych polityków świata (generał Franco, Stalin, Gorbaczow, Regan i Truman), a z rzadka tylko pojawiają się też postacie mniej typowe, jak Herbert Einstein - tępy brat bliźniak Alberta. Brakuje jednak czegoś naprawdę zajmującego. Dlatego obawiam się, że po seansie „Stulatka...” nawet młodzieniec może wyjść nieco zmęczony życiem. No dobra, trochę przesadziłem.

 

Autor: Filip Cwojdziński

Forum:

Data: 2017-08-19

Dodał: Evsson

Temat: Książka świetna

Żadena ekranizacja nie zastąpi Twojej wyobraźni. Książka świetna, napisana w sposób, który mnie przypadł bardzo do gustu. Przyjemna i rozluźniające. Polecam

Wstaw nowy komentarz


Załóż własną stronę internetową za darmo Webnode