Sierota, lawina i zaspokojona ciekawość. „Bella i Sebastian”.

„Alpejska wioska, rok 1943. Kiedy bezpański pies zabija owce, lokalny chłopiec postanawia ochronić zwierzaka przed zemstą mieszkańców…” Te – znalezione „w Internetach” – dwa zwięzłe zdania dotyczących opisu fabuły adaptacji książki niedawno zmarłej, francuskiej pisarki Cécile Aubry, w zupełności wystarczą do zarysowania (i przewidzenia) przebiegu zdarzeń. Ale pal licho historię. Osobiście udałem się na seans wyłącznie po to, by zaspokoić swoją ciekawość, dlaczegóż to Stuart Murdoch swoją wieloosobową grupę nazwał tak, a nie inaczej.…

 

Seans przede wszystkim bazuje na klasycznym wręcz motywie sieroty (Czy zagadka pochodzenia chłopca rozwiąże się? No zgadnijcie!), co generuje powszechne wzruszenie. Nie ma co więc liczyć na nagłe zwroty akcji, lecz na przyjazny i ciepły nastrój bajkowej przypowieści. Oczywiście nie zawiera skrajnie drastycznych scen (kategoria 7+), choć relatywnie mocnych, jak na kino familijne. Na tyle, że nawet gimbuski obok mnie zawołały „O Dżizas!”, gdy runęła pierwsza lawina…

 

Niestety wprowadzono do kin wyłącznie wersję z dubbingiem, czego można było się spodziewać po dystrybucji kina familijnego w Polsce. Taka wersja może bardziej przypaść do gustu maluchom, lecz nieco starszych widzów lepiej odesłać do wersji z napisami – dostępnej już od dawna na torrentach. Obawiam się jednak, iż w pojedynkę (bez dzieciaków u boku) nie będą zbyt długo zainteresowani produkcją, która z mocnym poślizgiem, po ponad roku dotarła do kraju nad Wisłą (dla niżej podpisanego to klasyczny kandydat na projekcję na przyspieszeniu). Dzieciaki za to nacieszą oczy pięknym alpejskim krajobrazem. No i piesek ładny…  choć brudny taki. Wow.

 

Z seansu wypływa ciepły morał: należy kierować się sercem i… nie zawsze być posłuszny starszym. Fakt faktem – rodzice (czy inni opiekunowie, jak w tym przypadku) za nas życia nie przeżyją, aczkolwiek nie zawsze wszystko potoczy się tak różowo, jak na filmach. Zasady zasadami, ale przyjaźń najważniejsza – dlatego „Bella i Sebastian” to swego rodzaju buddy movie w ponadgatunkowej i najlżejszej możliwej odsłonie.

 

Czy warto zatem wybrać się na „Bellę i Sebastiana”? Radziłbym raczej zapoznać się z dyskografią wspomnianego szkockiego zespołu. W Belle And Sebastian można strzelać na oślep, ale najlepiej trafić w „If You’re Feeling Sinister?” – drugi album formacji z 1996 roku. Każdy inny będzie również dobrym wyborem.

 

FILM OBEJRZANY DZIĘKI UPRZEJMOŚCI KINA CINEMA CITY GDAŃSK.

 

Autor: Filip Cwojdziński


Załóż własną stronę internetową za darmo Webnode