„To bez sensu” – wydają się ciągle powtarzać bohaterzy trzeciej odsłony ekranizacji bestsellera dwudziestoparoletniej autorki, Veroniki Roth. Siedząc na sali kinowej czułem się podobnie, ale z innego względu. Większość zachowań herosów i heroin są pozbawione jakiejkolwiek głębi i podstaw do działania. Sam reżyser zwyczajnie nie umiał zapanować nad stworzonym przez siebie, i po części autorkę książki, chaosem, który przez cały metraż filmu prowadzi… No właśnie, dokąd? Ano donikąd.
Pierwszą rzeczą, która według mnie nie ma żadnego rozsądnego wytłumaczenia jest sam tytuł filmu. Rzecz jasna, nie jest to dla mnie powód do jego dyskredytacji, ale dlaczego twórcy zdecydowali się po tytułach „Divergent”, „Insurgent” dodać nagle do trzeciej odsłony przedrostek „the Divergent Series”? Tak dla przypomnienia, że to wciąż ta sama seria? Jakbyśmy mieli zapomnieć. Filmową adaptację książki „Wierna” podzielono na dwie części (jak dla mnie, sprawdziło się to tylko w przypadku ostatniego „Harry’ego Pottera”, czy sprawdzi w „Avengers: Infinity War”) i byłoby to zrozumiałe przy tytule spin-offu, ale nie przy filmach z tego samego sortu, których premiera odbywa się rok w rok.
Dobra, ale czas przejść do filmu, który cechuje taki sam poziom logiki, co wyżej wspomniany tytuł. W najnowszej odsłonie, Beatrice „Tris” Prior (Shailene Woodley) w końcu decyduje się na przekroczenie muru oddzielającego Chicago od reszty świata. W szalonej eskapadzie towarzyszą jej, jak zawsze: Cztery (Theo James), Christina (Zoe Kravitz), Peter (Miles Teller) oraz niezbyt rozgarnięty brat Caleb Prior (Ansel Elgort). Tym razem bohaterowie są rozdarci między sobą, gdyż każde z nich chce się przysłużyć innej sprawie. W Chicago wybucha wojna domowa między ludźmi Evelyn (Naomi Watts), a jej przeciwnikami, Wiernymi, pod przywództwem Johanny (Octavia Spencer). Natomiast po drugiej stronie barykady, David (Jeff Daniels) z Agencji Bezpieczeństwa Genetycznego przekonuje Tris do swojej sprawy, która ma na celu przywrócenie w Chicago frakcji.
Niestety, wygląda to dobrze tylko na papierze, bo w rzeczywistości jest zupełnie inaczej. Filmem przestały już rządzić ekscytujące wydarzenia, które miały jakiś związek przyczynowo-skutkowy, a zaczęła panująca między nimi nieścisłość i nielogiczność. Dodając do tego wciąż tę samą grę miłosną pomiędzy Tris a Cztery, otrzymujemy kolejny frustrujący i wtórny film (kolejny, gdyż zaczęło to denerwować już w „Zbuntowanej”). Abstrahując już od wszystkich absurdów, jakimi raczy nas Schwentke, to właśnie przedziwne zachowania najbardziej dają się nam we znaki. Najlepszym tego przykładem jest sam David, w którego rolę wciela się Jeff Daniels, serwujący nam tę samą rolę, którą rozpoczął w serialu „Newsroom”. W momencie ucieczki Tris, która dosłownie kradnie jego statek na jego oczach: on stoi, patrzy się na nią i nie robi kompletnie nic, chociaż mógłby zawczasu temu zapobiec, bo - jak się okazuje - jego bezczynność drogo go kosztowała. Później, twórcy chcą nam wmówić, że David, posiadający rzekomo nieograniczone możliwości w Chicago, potrzebuje do wykonania zadania kogoś z zewnątrz, choć po jakimś czasie, robi to samodzielnie i zdalnie z odległości setki kilometrów.
Cała akcja filmu nie klei się od samego początku - ucieczka Tris z Chicago, jej ufność i nieufność zarazem względem Davida, a ostatni akt jest tego najlepszym przykładem. Jak to stwierdził mój kolega z redakcji, „poziom całej serii „Niezgodna” staczał się po równi pochyłej” i nie mógłbym powiedzieć tego lepiej. Z każdym rokiem produkcja ma się coraz gorzej: seria straciła na akcji, kunszcie reżyserskim (świetnego Neila Burgera zastąpiono nijakim Robertem Schwentke), aktorzy grają tak nieprzekonująco, jakby nawet im odechciało się już uczestniczenia w tym projekcie (i chętnie by zaprzestali, gdyby nie obowiązywała ich umowa), a muzyka to zwykłe post-incepcyjne zimmeryzmy.
W końcu, w trakcie seansu dochodzimy do takiego momentu, w którym Tris stoi na wieżowcu, spoglądając w odległy horyzont – scena, którą twórcy niezmordowanie fundują nam w każdej części. Po „Niezgodnej” byłem zainteresowany tym, jak rozwiną się losy tytułowej bohaterki, ale po premierze „Zbuntowanej” i „Wiernej” już mnie one nie obchodzą. Co za dużo to niezdrowo, a mało kto jest w stanie wałkować dokładnie to samo trzy razy. Walka Tris z nierównością w Chicago została tak przedłużona, że tylko najbardziej zagorzały fan będzie w stanie usiedzieć do końca seansu, nie ziewając choćby dwa razy.
OBEJRZANY DZIĘKI UPRZEJMOŚCI KINA HELIOS GDYNIA – REPERTUAR>>
_____________________________________________________________________________________________________________________