„Pani z przedszkola” – absurdalne nieporozumienie

Wybierając się na „Panią z przedszkola” chciałam zobaczyć intensywnie reklamowany ‘film o najbardziej zakręconej rodzinie w historii polskiej komedii’. Dlaczego jednak podczas seansu odniosłam wrażenie, że to na co właśnie patrzę wcale nie jest komedią?

 

W polskiej kinematografii od czasów „Kilera” brakuje dobrych filmów komediowych. Widzowie wciąż liczą, że jeżeli zobaczyli ciekawy, zabawny trailer, w którym występują znani i szanowani aktorzy, tak jak w przypadku „Pani z przedszkola” (Agata Kulesza, Krystyna Janda, Adam Woronowicz), to wychodząc z kina będą zadowoleni. Niestety i tym razem zwiastun zwiódł masę osób liczących na przaśną, skeczową komedię. Film opowiada o mężczyźnie, który udaje się na kozetkę psychoterapeuty mającego wyleczyć jego wstydliwy problem na tle seksualnym. Rozwiązaniem okazuje się terapia skupiająca się na wczesnym dzieciństwie Krzysia, podczas którego znaczącą rolę odgrywała pani z przedszkola.

 

Przenosząc się do czasów PRL-u, reżyser przeplata scenki rodzajowe z rzeczywistymi źródłami urazu psychicznego głównego bohatera. Burzy to nieco przebieg wydarzeń, wprowadza odskocznie prawdopodobnie mające wywoływać śmiech, którego na sali kinowej nie usłyszałam. Z biegiem czasu w filmie pojawia się wielogatunkowość, następują romantyczne sceny matki bohatera z tytułową przedszkolanką, tarantinowskie spotkania złych mężczyzn i dramatyczne rozstania rodzinne. Całość jest już tak zagmatwana, że czeka się z utęsknieniem na koniec mający spuentować historię, a i on musiał rozczarować widza. Reżyser Marcin Krzyształowicz dotąd skupiający się na komediowych serialach np. „BrzydUli” miał swój debiut fabularny w 2012 roku filmem wojennym „Obława”. Próba zmierzenia się z innym gatunkiem przyniosła mu jednak sromotną porażkę. Film, który miał bawić swoją formą i konwencją na poziomie scenariusza, za którego również odpowiedzialny jest Krzyształowicz, rozmywa się i osiada na grząskim gruncie.

 

Mimo to nie uważam „Pani z przedszkola” za kompletnie nieudany film, ponieważ doceniam bardzo dobre aktorstwo Adama Woronowicza wcielającego się w tatę Krzysia, niespełnionego konstruktora latawców i Krystyny Jandy, rygorystycznej babci trzymającej w ryzach wychowanie nieco autystycznego dziecka. Spodziewałam się wiele również ze strony Agaty Kuleszy i Karoliny Gruszki, gdyż pierwsza połowa filmu zapowiadała ich jako ciekawe, niejednoznaczne postaci połączone wątkiem lesbijskim kluczowym dla całej fabuły. Jednak z czasem bohaterki te również traciły na ekranie swój cel istnienia.

 

Wygląda na to, że najbardziej w polskim kinie zawodzi nieudana kampania promocyjna. Oglądając zwiastuny filmów widzimy zawsze najlepsze, najzabawniejsze sceny z filmu, czytamy hasło typu ‘Komedia jakiej nie było!’, na plakacie widnieją znane nam nazwiska plus moje ulubione odniesienia do zagranicznych tytułów np. w odniesieniu do „Dnia kobiet” w reżyserii Marii Sadowskiej była to ‘polska Erin Brokovich’ i już tysiące Polaków biegną do kin. Z nadzieją, że tym razem uda się odczarować obraz martyrologicznych historii i absurdalnych komedii romantycznych. W przypadku „Pani z przedszkola” niestety znowu spotkało nas rozczarowanie i poczucie straty pieniędzy i czasu.

 

Autor: Marta Ossowska

Forum:

Nie znaleziono żadnych komentarzy.

Wstaw nowy komentarz