Oscar PL: „Ziemia obiecana”. Był sobie Polak, Żyd i Niemiec…

„Ziemia obiecana” Andrzeja Wajdy jest często uważana za jeden z najlepszych filmów w historii polskiej kinematografii. Trudno z tym polemizować. Zrealizowana w połowie lat 70. XX wieku produkcja jest adaptacją powieści Władysława Stanisława Reymonta, opisującej rozwój kapitalizmu w przemysłowej Łodzi dziewiętnastego wieku.

 

O sukcesie tej filmowej wersji (w 1927 roku powstała pierwsza) stanowi brak zahamowań, z jakim reżyser ukazuje industrialne miasto jako bezdusznego potwora niszczącego wszystko, co dobre, i jawiącego się jako przedsionek piekła, zwłaszcza w zderzeniu z ładem moralnym reprezentowanym przez narzeczoną i ojca głównego bohatera, mieszkających wcześniej w wiejskim dworku. Tam, gdzie Reymont daje swoim postaciom szansę na odkupienie, Wajda pozwala im zatracić się jeszcze bardziej w świecie bezwzględnych manipulacji, czemu służy m.in. zmiana powieściowego zakończenia na drapieżniejsze i zapewne jedyne wiarygodne.

 

Karol Borowiecki (Daniel Olbrychski), Polak pracujący w fabryce, marzy o założeniu własnej. W tym celu sprzymierza się z niemieckim synem właściciela szwalni, Maksem Baumem (Andrzej Seweryn) i żydowskim pośrednikiem, Morycem Weltem (najlepszy w całym filmie Wojciech Pszoniak). Romans z ponętną Lucy Zuckerową (Kalina Jędrusik), małżonką bogatego fabrykanta, pozwala Karolowi wejść w posiadanie tajnych informacji o podniesieniu cła na bawełnę. Wraz z pomocą przyjaciół upatruje w tym swojej szansy na zdobycie kapitału, ale ich poczynania spotykają się ze zrozumiałym sprzeciwem łódzkich przemysłowców…

           

Droga na szczyt jeszcze nigdy nie wydawała się tak okrutna i wyniszczająca. Spośród trzech znakomicie zagranych głównych bohaterów to Polak jest tym najbardziej antypatycznym, który nie waha się poświęcić wszystkiego, co ma, by osiągnąć upragniony sukces. Zważywszy na kierunek zmian, jaki obrał od tego czasu przemysłowy świat, „Ziemia obiecana” stała się jednym z nielicznych, prawdziwie profetycznych dzieł, których wymowa okazuje się aktualniejsza z każdym kolejnym rokiem. Niesprawiedliwe oskarżenia o antysemicki wydźwięk pewnie uniemożliwiły filmowi sięgnięcie po statuetkę Amerykańskiej Akademii Filmowej (zwycięzcą był bezpieczniejszy, reprezentujący Związek Radziecki „Dersu Uzala” japońskiego reżysera Akiry Kurosawy), ale był to znakomity początek oscarowej przygody Andrzeja Wajdy i europejskich karier Olbrychskiego, Pszoniaka i Seweryna. Rzeczywiście wybitne dzieło, do którego trzeba wracać!

 

Autor: Jakub Neumann

Forum:

Nie znaleziono żadnych komentarzy.

Wstaw nowy komentarz

Nie znaleziono żadnych wpisów.

TOP 50

Nie znaleziono żadnych wpisów.