Na „Notting Hill” zawsze świeci słońce

W komediach romantycznych zawsze łatwo przewidzieć zakończenie i sama podróż do mety jest istotniejsza niż zaskoczenia i fabularne eksperymenty. Widzowie tego typu filmów cenią sobie tę przewidywalność, co daje spore poczucie bezpieczeństwa i odprężenia. O ile romantyzm prezentowanych historii przemawia głównie do pań, panowie mogą przetrwać wspólne seanse dzięki komediowym aspektom fabuły – zabawnym dialogom, sytuacjom i postaciom wszystkich planów. Z zadania utrzymania balansu między „komedią” a „romantyzmem” znakomicie wywiązują się twórcy „Notting Hill”.

 

On to William Thacker, skryty i trochę zakompleksiony właściciel księgarni, dzielący mieszkanie ze współlokatorem, którego braki w higienie zdają się przenikać przez ekran. Ona to Anna Scott, najpopularniejsza filmowa aktorka, która codziennie musi mierzyć się z zainteresowaniem mediów. Pewnego dnia oboje wpadają na siebie na Notting Hill – najpierw w jego księgarni, a później na ulicy, kiedy on przypadkowo wylewa swój sok pomarańczowy na jej bluzkę.

         

Finał nie trudno przewidzieć, ale droga do ostatniego kadru to fascynująca swoją lekkością przyjemność. Julia Roberts właściwie nie gra Anny Scott, tylko jest sobą – najbardziej rozchwytywaną (przynajmniej wówczas) gwiazdą kina zarabiającą 15 milionów dolarów za rolę. Scenarzysta Richard Curtis tak skonstruował fabułę, abyśmy byli na przemian zirytowani i źli na jej postępowanie oraz współczuli jej i kibicowali, tworząc za fasadą kogoś niedostępnego przynajmniej namiastkę prawdziwego człowieka. Hugh Grant z kolei jak nikt potrafi wcielić się w pogubionego romantyka, któremu udaje się na planie filmowym zaimprowizować wywiad dla pisma „Koń i pies”. Rozbrajająca galeria jego barwnych krewnych i przyjaciół wydaje się Annie oazą przyjemnej normalności, choć oczywiście nie jest jeszcze w stanie oderwać się od swoich zobowiązań i pułapek świata wielkich pieniędzy, podczas gdy Will szybko zdaje sobie sprawę, że spełnione marzenie ma także swoje ciemne strony.

 

Najmocniejszą siłą produkcji jest uczucie, z jakim twórcy portretują na ekranie swoich bohaterów – często właśnie przegrywających z trudami codziennego życia, nieporadnych i przeżywających swoje własne kłopoty, ale nigdy żałosnych czy też pokonanych. Poza parą zwariowanych i pozytywnych postrzeleńców, takich jak Honey i Spike, warto docenić subtelność innych wątków, jak np. miłości sparaliżowanej przyjaciółki Willa i jej męża. Ich dramat zostaje zarysowany nienachlanie, ale na tyle wyraźnie, aby pozostawić wrażenie i nie pozwolić o sobie zapomnieć. Dzięki takim niuansom cała historia przestaje być płytka i zaczyna oddziaływać, nawet jeśli wciąż mamy świadomość, że to tylko urodziwa bajka, której zakończenie i tak znaliśmy od początku.  

 

Autor: Jakub Neumann

Forum:

Nie znaleziono żadnych komentarzy.

Wstaw nowy komentarz