Film Vogt-Robertsa ogląda się jednym tchem nie ze względu na zawartość akcji czy ilość efektów specjalnych, ale dzięki wciągającej historii, która dotyczy każdego młodego człowieka w nastoletnim wieku. Kiedy zakazów jest więcej niż pozwoleń, kiedy stresu jest więcej niż momentów spokoju, kiedy dzieci nie chcą już być dziećmi, tylko swoimi własnymi panami.
Pamiętam czasy, kiedy ze znajomymi wychodziliśmy do pobliskiego gaju. Były to czasy post-środziemia: kije służyły za miecze, robiło się prowizoryczne łuki i strzały z twardszych gałązek, ale przede wszystkim najważniejsza była baza. Bazą był mały obszar – nasze królestwo ze wstępem dla uprzywilejowanych, do którego znosiliśmy przeróżne rzeczy: fotele, garnki, a nawet wyrzucone na śmietnik szafki, które służyły nam za gablotkę z bronią. Kiedy już się usadowiliśmy wygodnie, przyszedł czas na przygody. Wyruszaliśmy badać nieznane nam tereny, poszerzaliśmy nasze królestwo, aż w końcu zrozumieliśmy, że nie jesteśmy sami. W okolicy znajdowały się inne grupy, które trzeba było zlikwidować, gdyż stwarzały niebezpieczeństwo dla istnienia naszej. Stoczyliśmy wiele potyczek, niektóre wygrane, inne przegrane, ale w końcu wszyscy przegraliśmy z najgroźniejszym wrogiem – czasem. Wyrośliśmy z tych zabaw.
„Królowie lata” to opowieść o trzech przyjaciołach, którym rodzice uprzykrzają życie codziennymi zakazami. Głównym bohaterem jest Joe (Nick Robinson), który mieszka z owdowiałym ojcem Frankiem (Nick Offermann). Razem próbują rozpocząć życie na nowo po śmierci matki. Jednakże Joe nie patrzy przychylnie na starania ojca o kobietę, dzięki której nie czułby się tak samotnie. Frank jest surowy dla swojego syna, głównie przez wzgląd na żałość żyjącą w jego sercu, ale również przez rodzicielską opiekuńczość, która nakazuje mu troszczyć się o niego podwójnie – za ojca oraz za matkę. Napięcie między Joe a Frankiem rośnie z dnia na dzień, a sięga zenitu podczas gry w monopoly. Ojciec tupnął bowiem nogą i zakazał synowi pójść na imprezę w „dzień gier” (rodzinna tradycja, którą Frank chce przywrócić). Kiedy gra nie idzie po myśli Joe’ego, a Frank faworyzuje w grze swoją nową dziewczynę, młodzieniec wybucha gniewem i dzwoni na policję, zgłaszając znęcanie się nad dzieckiem. Nie był to pierwszy raz, kiedy to zrobił.
Zarówno dla Jordana Vogt-Robertsa oraz scenarzysty Chrisa Galletty „Królowie lata” są pierwszym pełnometrażowym filmem i już widać u twórców wielkie zrozumienie nie tylko materiału, ale też bohaterów.
Przyjacielem Joe’ego jest Patrick Keenan (Gabriel Basso), z którym zna się od dzieciństwa. Jego rodzice również są nadopiekuńczy, ale w zupełnie inny sposób. Podczas gdy zakazy Franka pochodzą ze strachu przed utratą kolejnej bliskiej osoby, państwo Keenan wciąż traktują swojego syna jak dziecko, mimo iż nim zdecydowanie już nie jest. Patrick jest rosłym i samodzielnym mężczyzną, lecz wciąż trzymanym pod kloszem, co doprowadza nie tylko do sporów, ale licznych ucieczek z domu pod osłoną nocy. W filmie jesteśmy świadkami jednej takiej eskapady, w której młodzi cichaczem udają się na imprezę na plaży. Tam poznajemy Kelly (Erin Moriarty), w której Joe jest zakochany, oraz Biaggio (fenomenalny Moises Arias).
W końcu, Joe, zastanawiając się nad swoim życiem, postanawia odejść z domu i rozpocząć życie na własną rękę. Do swojej sprawy przekonuje też Patricka. Ich celem jest wybudowanie domu w lesie – z dala od opieki rodziców oraz społecznych pułapek. W drodze na miejsce, będąc zakamuflowany, Biaggio dołącza do grupy.
Zarówno dla Jordana Vogt-Robertsa oraz scenarzysty Chrisa Galletty „Królowie lata” są pierwszym pełnometrażowym filmem i już widać u twórców wielkie zrozumienie nie tylko materiału, ale też bohaterów. Choć miejscami jesteśmy zbyt często wystawiani na sceny, w których uczucie bezsilności młodych jest potęgowane, to całokształt jest niezwykle przejmujący. Przecież to film o młodych ludziach z problemami, takich jak my jesteśmy lub byliśmy. Ciężko się nie utożsamiać z Joe czy Patrickiem, bo z Biaggio raczej tak, i ich rozterki stają się naszymi rozterkami. „Królowie lata” to nie tylko problemy natury rodzinnej, ale również miłosnej (Kelly zaczyna igrać z obojgiem chłopaków) i dorastania. Bohaterowie tego filmu, choć wciąż będąc nastolatkami, usilnie chcą wyrwać się z rodzinnych okowów i stać się panami własnego losu. Zero powinności, zero odpowiedzialności względem rodziców szybko zamienia się w maksimum odpowiedzialności za siebie samego, jak i również domu, który sobie stworzyli. To ich królestwo. W większości przypadków ludzie dorastają do takich rzeczy, jak samodzielność, rodzina, dom, lecz oni chcieli ominąć ten krok i po prostu być.
Dorastanie nie jest jedynym motywem w filmie. Im bliżej jego końca, tym bardziej uwidacznia się inna prawda. Że dorosłość to nie tylko samodzielność, ale również umiejętność pogodzenia się z rzeczywistością i bliskimi. Nie jest to zbyt wyrafinowane, ale spełnia swoją funkcję w filmie, który ogląda się go bardzo przyjemnie głównie ze względu na popisy aktorskie trójki młodych bohaterów i opowiedzianą historię.
__________________________________________________________________________________________________________________