Piszę ten tekst w dzień po obejrzeniu ostatniego odcinka serialu. To była niezwykła przygoda, która przeniosła mnie do świata, o którego istnieniu nie miałem pojęcia. Jako, że „Mad Men” już się dla mnie skończył, postanowiłem go uczynić pierwszym obiektem tego cyklu, który przybliża i opisuje filmy, seriale oraz ich poszczególne motywy. W przyszłości pojawią się inne produkcje, ale na dzień dzisiejszy, chciałbym oddać hołd najlepszemu serialowi w historii telewizji. „Mad Men” to arcydzieło.
„Nostalgia – jest delikatna, ale wciąż skuteczna. Teddy powiedział mi, że po grecku “nostalgia” dosłownie oznacza “ból ze starej rany”. To ukłucie w twoim sercu, o wiele potężniejsze niż sama pamięć. Ona nie jest tylko statkiem kosmicznym, a wręcz wehikułem czasu. Porusza się w przeszłość i przyszłość… zabiera nas do miejsc, do których usilnie chcemy wrócić. To nie jest pętla, to karuzela. Pozwala nam podróżować w ten sam sposób, w jaki podróżuje dziecko – w kółko i w kółko i z powrotem do domu, do miejsca, w którym wiemy, że jesteśmy kochani.”
Don Draper*
„Mad Men” – termin powstały w późnych latach 50-ych do określenia ludzi pracujących w branży reklamowej na Madison Avenue. Sami go wymyślili.
„Mad Men” – to „Ojciec chrzestny” świata seriali**. Powstało wiele wspaniałych obrazów wcześniej i powstanie jeszcze więcej po nim, ale wiemy, że „ten” to klasyk i arcydzieło gatunku. I choć brakuje mi wciąż potrzebnej wiedzy filmowo-telewizyjnej, to nie mam co do tego żadnych wątpliwości, ponieważ są takie seriale, takie filmy, gdzie już po pierwszych dwóch sezonach, godzinie seansu, jesteś w stanie powiedzieć: „to jest to!”
Moja fiksacja na punkcie tego serialu nie rozpoczęła się nagle, pomimo słów, które wypowiedziałem wcześniej. Wpierw musiałem przebrnąć przez całe biuro postaci, mnogość wątków, które zostają zaprezentowane w pierwszych odcinkach. Tak właśnie bywa z serialami – zostajemy wrzuceni w wir wydarzeń, o których początkowo nie mamy pojęcia, ale z odrobiną cierpliwości i chęcią poznania zażyłość z danym serialem wzrasta. Tak więc, kiedy zaznajomiłem się z imionami bohaterów pierwszoplanowych i tych z dalekiego planu, kiedy przyzwyczaiłem się do zachowania i kultury Amerykanów z wczesnych lat 60-ych, przeszedłem na ten wyższy etap. Połknąłem haczyk, byłem podatny na reklamę. Zaintrygowała mnie historia, która rozgałęzia się na niemożliwe sposoby; słuchałem ze współczuciem problemów, jakże prawdziwych bohaterów; siedziałem z napięciem na krześle, kiedy w ruch szły korporacyjne intrygi. Później było już z górki. Po haczyku nie ma już żadnego śladu. Przesiąkłem całą ideą serialu i zacząłem spadać w gąszcz staroświeckiego świata kurtuazji, reklamy i problemów razem z człowiekiem z ekranu tytułowego. W dół z wieżowca, koło kobiecych nóg, w otchłań szklanki whisky, otoczony całą atmosferą lat 60-ych. Byłem już jednym z ludzi z firmy Sterling-Cooper z Madison Avenue.
„Mad Men” zaczyna się w roku 1960, w tak zwanym „Złotym Wieku” reklamy. W naszych uszach rozbrzmiewa wesoła jazzowa piosenka, a naszym oczom ukazuje się zaludniony bar. Kamera wychwytuje twarz gładko ogolonego, przystojnego mężczyzny ubranego w szary garnitur. Po krótkiej rozmowie z kelnerem jego dłoń powoli przysuwa się do ust i mężczyzna zaciąga się swoim papierosem marki Lucky Strike. Drugą ręką zapisuje trzy wyrazy na serwetce, które układają się w hasło marketingowe: „I love smoking” (pol. kocham palenie). Po chwili zamawia u kelnera drinka: „Niech będzie Old Fashioned”. Widzimy go w typowym amerykańskim barze, w którym roi się od ludzi szukających ucieczki od swojego zwykłego życia, podróżujących po mieście w poszukiwaniu adrenaliny, zabawy i miłości. Szmery, chichoty i ożywione dyskusje w gęstwinie papierosowego dymu i zapachu alkoholu. Dzień jak co dzień na Manhattanie. Tym mężczyzną jest Don Draper (Jon Hamm), ceniony specjalista od reklamy, który w pełni korzysta z życia, ma wspaniałą rodzinę, wymarzoną pracę i nienaganne maniery. Można pomyśleć, że rozwikłał zagadkę 'życia', ale tak nam się tylko zdaje, gdyż świat, w którym żyje jest okropnym odzwierciedleniem raju, miejscem, gdzie ludzie dla wyższej sumy na czeku zrobią wszystko.
Twórcą serialu jest Matthew Weiner. Mało ludzi pewnie go kojarzy, ale wystarczy powiedzieć, że był jedną z głównych postaci stojących za sukcesem „Rodziny Soprano”. Pomysł na „Mad Men” Weiner miał już wcześniej i zamierzał nawet zająć się tym projektem na początku wieku, ale dzięki namowie przyjaciela rozpoczął pracę nad „Rodziną Soprano”, a produkcję „Mad Men” odłożono na 7 lat. Okazało się, że Weiner to „złote dziecko” telewizji, jako że „Rodzina Soprano” zebrała 5 Złotych Globów i 21 nagród Emmy, natomiast „Mad Men” (jak na razie, gdyż sezon siódmy jest jeszcze przed rozdaniem ZG) 4 Złote Globy, 2 nagrody BAFTA oraz 16 Emmy.
„Cholera, wiedziałem, że jestem dobry, ale nie wiedziałem, że wystarczy, że się tylko pojawię.”
Recz dzieje się w Nowym Jorku, a ściślej rzecz biorąc w biurze agencji reklamowej Sterling-Cooper. To właśnie tam gwiazdą jest Don Draper, którego spryt i zdolności pozwoliły mu na osiągnięcie stanu nietykalności, a zdanie jest równie święte co prezesów firmy. W pierwszym odcinku poznajemy również Peggy Olson (Elizabeth Moss), młodą i wykształconą sekretarkę, która rozpoczyna swoją karierę u boku Drapera. To historie tej dwójki ludzi są dla „Mad Men” kluczowe. Ich problemy i akcje zaczynają lawiny w swym środowisku pracowniczym. Nie mniej jednak, serial nie skupia się tylko na nich. Weiner nie stworzył kolejnego, typowego serialu, który się opiera na dwóch postaciach i każe im dźwigać ciężar całej produkcji. O nie, „Mad Men” to przede wszystkim ludzie, jak sam tytuł sugeruje. Aż roi się w nim od postaci drugoplanowych, które zaskakująco często zyskują angaż na pierwszy plan, dzięki czemu możemy znacznie bliżej poznać innych bohaterów, bardziej zrozumieć ich akcje i ambicje, a co najważniejsze polubić ich bardziej od samych głównych bohaterów. Niektórzy pozostają na pierwszym planie na bardzo długo. Ta cecha serialu jest przyciągająca sama w sobie inic w tym dziwnego, że serial utrzymał najwyższy poziom przez wszystkie siedem sezonów. Z wielką chęcią chciałbym wymienić i opowiedzieć coś o postaciach takich jak: Roger Sterling (John Slattery), Betty Draper (January Jones), Joan Holloway (Christina Hendricks), czy Pete Campbell (Vincent Kartheiser), jednakże obawiam się, że zabrakłoby mi miejsca na resztę tekstu.
„Zmiany nie są ani dobre, ani złe. Po prostu są.”
„Mad Men” to również portret amerykańskiego społeczeństwa z lat 60-ych. Choć bohaterowie są fikcyjni, muszą sobie oni radzić z prawdziwymi problemami tamtejszych czasów: wojna w Wietnamie, rasizm, zabójstwa JFK i Martina Luthera Kinga. Kolejne sezony to kolejne lata w Stanach Zjednoczonych od 1960 poczynając. Te lata są erą przemian w amerykańskim systemie, zarówno politycznym, jak i gospodarczym oraz komercyjnym. Serialowi bohaterowie są ludźmi z wyższych sfer, a co najmniej z wyższej klasy średniej, dla których każda zmiana wpływa na ich życie. To również ludzie ich pokroju są głównym celem w produkcji reklamy. Komercja i konsumpcjonizm. Te słowa przywodzą mi na myśl lata 20-ste XX wieku, kiedy to Roaring Twenties (pol. krzykliwe lata dwudzieste) i podobne nastawienie ludności tak szybko zostały stłamszone Wielkim kryzysem już w 1929 roku. Stany Zjednoczone właśnie dopiero w latach 50-60 XX wieku mogły ponownie stanąć na nogi i wrócić do poprzedniego stylu życia sprzed trzydziestu lat. Więc jeśli ktoś lubi „Erę Jazzu” (ang. Jazz Age), „Wielkiego Gatsby'ego”, to „Mad Men” w swej projekcji tęsknoty za tymi latami powinien zadowolić każdego miłośnika.
Nie bez przyczyny wspomniałem o Roaring Twenties, albowiem w tych latach nastąpiła totalna rewolucja w stylu bycia i przede wszystkim ubioru, głównie kobiecym. W „Mad Men” i latach 60-ych widzimy przedłużenie owej rewolucji. Większa wolność wyboru, w ogóle większy wybór, doprowadził do tego, że lata 20-ste i 60-te uznawane są za najmodniejsze w historii. Nie bez przyczyny więc takie magazyny jak Esquire prowadzą rankingi najlepszych ubiorów jakie pojawiły się w serialu.
„Jesteś dobra. Bądź lepsza. I przestań prosić o cokolwiek.”
Kolejnym dowodem na przemiany w Ameryce jest rozwój feminizmu i rasizmu. Oczywiście, „Mad Men” zabiera w tych sprawach swój głos. Dzięki takim postaciom, jak Peggy Olson, Joan Holloway, czy Megan Calvet (Jessica Paré) rysuje nam się poważny zarys feministycznych zagrywek, albowiem te bohaterki chcą więcej od życia i społeczeństwa, niż dostają. Większa wypłata, większy udział w firmie, wszystko pod pretekstem, że kobiety mają mniej. Firma Sterling-Cooper jest również jedną z pierwszych w Nowym Jorku, która zatrudniła osobę o czarnym kolorze skóry na stanowisko sekretarki. W dzisiejszych czasach jest to rzecz normalna, lecz wtedy była to sytuacja przełomowa, o której rozpisywano się w gazetach. Dawn Chambers (Teyonah Parris) jest jedną z tych osób i dzięki odpowiednim zabiegom produkcyjnym jesteśmy w stanie wyczuć, że nie czuje się ona komfortowo, żaden Afro-Amerykanin się nie czuł komfortowo. Jednakże kiedyś trzeba było zacząć równouprawnienie, a to powoli stawało się rzeczywistością.
Nie mniej jednak Stany Zjednoczone to nie tylko kraj, w którym każdy dostawał czego chciał, było tam również wielu przeciwników. Stąd też mnogość zamachów na ważne osobistości, które skutkowały jeszcze większymi przemianami, niż same reformy osób zabitych. Sposób w jaki Matthew Weiner zaprezentował ludzkie emocje i atmosferę panującą po zamachach na Johna F. Kennedy'ego w 1963 roku, Martina Luthera Kinga i Roberta Kennedy'ego w 1968 roku, prowadzą do poczucia nostalgii, bólu, jakiego odczujemy na samą myśl o tych smutnych wydarzeniach. Lata 60-te to nie były lata mlekiem i miodem płynące. Trzeba było wiele poświęcenia oraz cierpliwości, by przetrwać bez fiksacji, albowiem dużo się działo w tym czasie. Wojna w Wietnamie jedynie spotęgowała napięcie w kraju, a co za tym idzie wśród ludzi, również tych pracujących w agencji Sterling-Cooper (lub późniejszych jego wersjach). Niedopowiedzeniem byłoby stwierdzenie, że wojna wietnamska odcisnęła wielkie piętno na ludziach. O wojnie mówiło się codziennie, lecz te rozmowy tylko podjudzały złość na swój kraj, pobudzały smutek wśród rodzin, których dzieci walczyły w Azji. W „Mad Men” rozmowy o wojnie w trakcie spotkań biznesowych były zakazane, starano się zachować tę ułudę szczęścia i spokoju, chociaż nie raz ów spokój na spotkaniach zaburzono.
Samą ideą serialu jest coś zupełnie innego, niż wszystko, co do tej pory napisałem. Nie chodzi tu tylko o zatarcie granic między rolą mężczyzn i kobiet w społeczeństwie, między rolą białych i czarnych ludzi. Nie jest to też tylko portret społeczeństwa na tle zamachów i wojen, ani portret społeczeństwa zagubionego we własnej chciwości i ułudzie, w którą powoli zaczynają wierzyć. Wraz z następnymi sezonami zaczyna nam się wyjawiać coraz to kolejna część układanki. „Mad Men” dzięki postaci Dona Drapera pokazuje w jaki sposób funkcjonują ludzie, którzy zarabiają kłamiąc i żyją w kłamstwie. W końcu pokazano tragiczny koniec i upadek człowieka ogarniętego komercją i szczęściem, którego nie było. W finałowym sezonie Draper próbuje się wyrwać z tej matni, plątaniny kłamstw, chcąc rozpocząć życie od nowa, w nowym świetle. Na bok odkłada swoją przeszłość. Nie pozwoli jej się zdominować. Ucieknie i zacznie żyć. Poczynając od głębokiego wdechu.
„To twoje życie. Nie wiesz jak się skończy, ale wiesz, że nie będzie to szczęśliwy koniec. Musisz iść do przodu… jak tylko rozwikłasz, w którą stronę to jest.”
Szklanka w górę dla „Mad Men”.
Autor: Maciej Cichosz
* Wszystkie cytaty pochodzą z serialu “Mad Men” i są wypowiedziane przez postać Dona Drapera. Przetłumaczone przez autora.
** Wymyśliłem to zdanie samemu, ponieważ takie porównanie przyszło mi na myśl. Dopiero dwa dni później zauwyżyłem, że Rob Sheffield, dziennikarz Rolling Stone, użył takiego samego zwrotu i porównania w swoim artykule “Don Draper's Long Journey Into Madness on 'Mad Men'”z 2013 roku. Nieoczekiwany przypadek.