Filmy dokumentalne lubi się oceniać, odmieniając je przez takie pojęcia jak obiektywizm, perspektywa, faktografia, naturalizm. Nie chce się tego jednak robić z „Joanną” Anety Kopacz, z naszą kandydatką do Oscara. O wartości tego krótkiego filmu dokumentalnego nie stanowią takie czynniki jak suchość przekazu, brak ozdobników czy stylistycznych dekoracji. Zresztą ja nie jestem tu od filmoznawczej kuchni, a raczej od analizy znaczeń.
Joanna umiera na raka. Nie chodzi tu jednak o ukazanie „prawdy” o chorobie, o odchodzeniu, o uwiecznianie ciała, które fragment po fragmencie znika z tego świata. Prawdziwe sensy i wartość dla odbiorcy to przyuważenie tego jak wygląda życie.
Bohaterka mieszka na wsi. Zazdrościć możemy jej tempa życia i zdolności do drobnych spostrzeżeń. Joanna słucha owadów, obserwuje pola, czuje zbliżający się deszcz, chce widzieć jak rosną warzywa. Chciałaby również widzieć jak dorasta jej syn, ale jest to niestety niemożliwe. Pisze więc dla swojego dziecka teksty, w których omawia ważne dla niej życiowe wartości i matczyną wiedzę.
Nie wiemy co Joanna robi w życiu, kim jest z zawodu, co ją pasjonuje, ale wiemy, że bardzo kocha swojego synka i jest wspaniałą matką. Film ten to film instruktażowy, pokaz tego jak rozmawiać z dzieckiem, jak traktować je jak człowieka, podmiot, jednostkę, a nie nie-dorosłego, nie-dojrzałego, nie-świadomego. Widzimy tu wartościowe rozmowy, mądre dyskusje łączące matkę z dzieckiem – tych dwoje, którzy są prawdziwymi przyjaciółmi. I to jest piękne, a może kiedyś będzie wreszcie oczywiste.
Wysyłamy „Joannę” jako kandydatkę do Oscara, bo wciąż oczywiste to nie jest, bo z sentymentem patrzymy na Joannę, która odchodzi. Już jej z nami nie ma, ale przecież jest. Dzięki fanom jej bloga udało się zebrać pieniądze i zrealizować film. Bo tego przecież chcemy się uczyć: radości z małych rzeczy i tworzenia wspaniałych rodzin. Filmowa perspektywa śmierci pozwala nam przypomnieć sobie Heideggerowskie bycie-ku-śmierci, przypomnieć sobie, że taki jest kres każdego z nas, przypomnieć sobie o perspektywie śmierci bez pesymizmów i trwogi. Swoje bycie projektujemy sami, możemy je przeżyć w taki bądź inny sposób. Zawsze będąc częścią jakoś ograniczającego nas świata.
Autor: Paulina Urbańczyk