Janusz Szydłowski, Maciej Gudowski, Jacek Brzostyński, Tomasz Knapik… Na tę litanię większość z nas zareagowałoby mniej więcej tak: „znam nazwiska, ale w tej chwili nie mogę skojarzyć”. Bohaterowie drugiego planu wreszcie mają okazję wypłynąć na powierzchnię w krótkometrażowym dokumencie typu gadające głowy. Daleko mu jednak do wybitności.
Słuchając tych wyśmienicie wyważonych, aksamitnych, wirtuozersko opanowanych „głosów zza światów”, mamy wrażenie, że ktoś nas nabiera; że ich posiadacze silą się na nienaturalną barwę. Jedynie Henryk Pijanowski wyraźnie się wyłamuje, mówiąc jakby „spodziewanym” głosem, który (jako wybijająca się indywidualność) może drażnić wielu widzów, w tym i mnie… Te głosy znamy doskonale, ale nijak nie pasują one do przedstawionych nam twarzy. A jednak to nie żart.
Skupiono się przede wszystkim na lektorach filmowych, niemal pomijając spikerów radiowych (Wincenty Pipka), choć oczywiście niektórzy pracują w obu miejscach. Idąc dalej tym tropem, można byłoby zahaczyć o dubbing, a to stanowiłoby już kopalnię kolejnych wątków. Nie mówiąc już, że samych zainteresowanych jest trochę mało. Co prawda, zgromadzono śmietankę zawodowców, ale zabrakło m.in.: Pawła Borowca, Jarosława Łukomskiego, Radosława Popłonikowskiego, Jana Czernielewskiego (a tak naprawdę Tomasza Kozłowicza), Andrzeja Matula, Macieja Orłowskiego i wielu innych. Naprawdę więcej niż można byłoby się spodziewać.
Kilku z spośród przedstawionych lektorów ma wykształcenie aktorskie, ale generalnie nie chcą być uznawani za artystów - raczej za rzemieślników. Stąd powstaje dylemat, czy ich zawód to forma aktorska. Formuła totalnie odtwórcza czy może jednak w pewnym stopniu twórcza? Niestety kwestię potraktowano zbyt skrótowo. Jedni obstają przy wczuwaniu się w rolę (Jacek Brzostyński - po prawej, chyba najlepiej sprawdzający się w komediach), inni przy „przezroczystości” (Stanisław Olejniczak i ten jeden jedyny do czytania gagów Monty Pythona, czyli Janusz Szydłowski) czy ulepszeniu filmu (Maciej Gudowski). Oprócz samych zainteresowanych poproszono o wypowiedź również przypadkowych studentów szkoły aktorskiej (skądinąd nie palących się profesji lektora), których podpatrujemy podczas ćwiczeń werbalnych, lecz nie postarano się o żadne większe nazwisko ze świata filmowego – żadnych aktorów, reżyserów, scenarzystów. Jakby na zasadzie ciekawostki dodano tylko wypowiedzi psychologa społecznego i pracownika wypożyczalni.
Szkoda, że tak arcyciekawy temat potraktowano pobieżnie. Osobiście interesuje mnie, jak lektorzy dbają o swój aparat głosowy i dykcję; czy z wiekiem sytuacja się pogarsza, a może polepsza? Jednak takich informacji nie otrzymujemy. Dowiadujemy się natomiast, iż lektor filmowy jest specyfiką rynku polskiego, co nie jest znowu takie oczywiste. Można żałować, że nie pokopano głębiej i nie porównano powyższej z sytuacją w innych krajach nieco dokładniej.
Ciekawie zapowiadał się także wątek poprawiania list dialogowych przez czytających (Brzostyński wyraźnie tłumaczeń „z mięsem”), ale na takim liźnięciu się skończyło. Brakuje przede wszystkim opinii tych, którzy bezpośrednio odpowiadają za treść czytanych kwestii. Wypowiada się zaledwie jeden tłumacz i to raczej przypadkowy (Paweł Lesisz). Jakie światło rzuciłaby np. Elżbieta Gałązka-Salamon? Może znalazłyby się archiwalia Tomasza Beksińskiego – trudniącego się nie tylko tłumaczeniem, ale przez pewien czas także i lektorską profesją? Z całą pewnością zachowały się za to dowody, iż nie przepadał za Tomaszem Knapikiem…
Stanisław Olejniczak, który – jak sam się przyznał – 12 lat spędził na czytaniu „Mody na sukces" (pamiętajmy, że to dokument z 2006 roku, więc już dawno związek Olejniczaka z amerykańskim tasiemcem osiągnął pełnoletniość), przytacza zabawną anegdotę. W innym miejscu Knapik (po prawej, kojarzony głównie z Polsatem) przyznaje się do wpadek, gdy przez raczkującą technikę zmuszony był czytać na żywo. Jednak realizatorzy chyba nie zadali sobie trudu, by odnaleźć te czy inne kiksy. A może rzeczywiście są nieosiągalne? No, ale w dobie Internetu zdawałoby się, iż coraz mniej jest rzeczy niemożliwych.
No i gdzie jest Krystyna Czubówna? Stanisław Olejniczak, wspomniał zaledwie o powszechnym przekonaniu, że kobiety nie nadają się do czytania filmów. Przynajmniej tych fabularnych. W tym miejscu warto byłoby przytoczyć słowa chociażby wspomnianej Czubówny, kojarzonej przede wszystkim z produkcjami przyrodniczymi, co myśli na ten temat. Niestety ani jej, ani innej lektorki nie dopuszczono (nomen omen) do głosu.
Metraż zakończono ładnym akcentem, mianowicie fragmentem „Hamleta” w przekładzie Stanisława Barańczaka, który niejako połączył zgromadzonych. Podsumowując: zdecydowanie warto bliżej przyjrzeć się tematyce.
Autor: Filip Cwojdziński
_________________________________________________________________________________________________
ZAWÓD LEKTOR
CZAS TRWANIA: 25 min.
GATUNEK: dokumentalny
PRODUKCJA: Polska 2006
POLSKA PREMIERA: -
REŻYSERIA: Michał Jeczeń
OBSADA: Tomasz Knapik („Jeż Jerzy”),
Janusz Szydłowski („Blogersi”)
FILM:
_________________________________________________________________________________________________
ŹRÓDŁO:
https://www.youtube.com/watch?v=EHg_gpqmGgs
https://www.eparole.pl/blog-firmowy/243-zawod-lektor-czyli-o-tym-co-najslynniejsze-polskie-glosy-maja-wspolnego-z-tlumaczeniami
https://www.nto.pl/apps/pbcs.dll/article?AID=/20120728/REPORTAZ01/120729526