Niedziela minęła, a wraz z nią także kolejna wizyta w Fargo - wizyta zdecydowanie udana. Bo jak tu uważać inaczej, kiedy stoimy na progu wielkich wydarzeń a atmosfera wręcz elektryzuje się od napięcia i oczekiwania? Wszystko wskazuje na to, że kolejne odcinki przyniosą nam wojnę gangów walczących o wpływy i dość niebezpieczną zabawę w kotka i myszkę sprawiedliwego stróża prawa z mordercami nie dość doskonałymi. Tajemniczy Mike Milligan i bracia Kitchen też coraz wyraźniej zaznaczają swoją obecność. Co z tego wszystkiego wyniknie? Zarezerwujcie sobie następny niedzielny wieczór, bo to po prostu trzeba zobaczyć!
Jak zawsze w sytuacji a'la bracia Coen, dzieje się dużo. Bohaterowie odsłaniają karty i coraz bardziej pogrążają się w kłamstwach, sporach lub po prostu objęciach kostuchy (choć określenie „po prostu” w przypadku makabrycznej wyobraźni twórców jest zdecydowanie nieadekwatne), a każda nowa śmierć tworzy kolejną komplikację w tej i tak już zagmatwanej sprawie i sieci powiązań między postaciami. Każdy ściga tu każdego, a chwilowo osiągnięta przewaga szybko traci na aktualności. Nikt, z widzem włącznie, nie może być pewien niczego, dlatego też tak dobrze się to ogląda.
Nowy sezon uświadamia nam jak nieodrodną córką swoich rodziców była Molly, która odziedziczyła po nich bystre oko, żywą wyobraźnię i zdolność szybkiego kojarzenia faktów. Tak, tak, moi drodzy, detektyw Lou Solverson jest już na tropie małżeństwa Blomquistów, którym grunt coraz bardziej pali się pod nogami - tym bardziej, że ich śladem podąża też cichy człowiek mafii Gerhardtów (Zahn McClarnon) mający na ich zlecenie odkryć co też stało się z najmłodszą latoroślą, o której słuch zaginął. Nie mogę się doczekać, żeby zobaczyć na jaki kolejny genialny pomysł wpadną ci dalecy krewni Lestera Nygaarda. Bo choć głupota, perfidia i przede wszystkim całe to bezmyślne zło, do jakiego zdolni są ci ludzie wręcz poraża, to nie da się ukryć, że kiedy wszystko to zostaje polane smakowitym sosem absurdalnego humoru otrzymujemy rozrywkę pierwszej klasy. Bo jak tu nie parsknąć śmiechem, kiedy słucha się ojca Lou mówiącego, że nikt nie mógłby przejechać człowieka, po czym pojechać z nim na masce do domu, by spokojnie przygotować kolację, wiedząc co feralnego wieczoru zrobiła Peggy? No właśnie.
Od pierwszego spotkania z babcią Gerhardt (świetna Jean Smart) wiadomo było, że nie jest to typ słabej, uzależnionej od mężczyzn kobiety - kolejne odcinki tylko to potwierdzają. Na chwilę obecną wszystko wydaje się wskazywać na to, że wojownicza starsza pani wypowie jednak wojnę mafii, która wyraźnie ostrzy sobie zęby na wpływy Gerhardtów. Ta zniewaga krwi wymaga, a że ta znów się poleje możemy być więcj niż pewni, to w końcu „Fargo”.
Wojna odmieniana jest tu przez wszystkie przypadki od samego początku i wydaje się, że będzie słowem kluczem do zrozumienia tego sezonu. Jej temat powraca raz po raz - przede wszystkim jako wspomnienie traumatycznych przeżyć w Wietnamie coraz to nowych weteranów, którzy po demobilizacji pracują w przeróżnych miejscach, przez co można odnieść wrażenie, że śmierć jest wszechobecna i stale depcze bohaterom po piętach, nieważne gdzie by się oni nie udali. Wojna powraca w rozmowach, porównaniach, wkracza w porządek codziennego życia, co buduje poczucie osaczenia, przytłaczającego oczekiwania na nadciągające zagrożenie.
Jednak nie tylko wojna wisi w powietrzu. W poprzednim tekście wspomniałam o braku postaci przypominającej demonicznego Lorne'a Malvo, najbardziej intrygującego bohatera pierwszego sezonu. Tak naprawdę jednak nowe odcinki nie są pozbawione wątku nadprzyrodzonego, łatwo go jednak przeoczyć, jako że do tej pory nie był specjalnie eksponowany. Tym więc, co poza wojną wisi w powietrzu są... latające talerze. Od pewnewgo sympatycznego jegomościa dowiadujemy się, że goście z Kosmosu odwiedzają Ziemię, kiedy tylko dzieje się na niej coś dziwnego, trudno więc aby zabrakło ich w Minnesocie.
Póki co obecność przybyszy z innej planety (?) ogranicza się do zaledwie kilku scen, które przy mniej uważnym oglądaniu łatwo przeoczyć, jak również do niebagatelnej wcale pomocy przy budowaniu atmosfery niesamowitości, nie można więc na razie stwierdzić czy kosmici - podobnie jak wcześniej Malvo - będą budzić w ludziach ich najgorsze instynkty. Może ich rola będzie zgoła inna? Na razie musi to pozostać tajemnicą.
Do grona postaci niemal równie nieodgadnionych zaliczyć trzeba też Mike'a Milligana (Bokeem Woodbine) i braci Kitchen (bliźniacy Brad i Todd Mann) (brzmią jak zespół jazzowy, ale zdecydownaie nim nie są) - wszyscy oni wydają się pochodzić z tego samego niepokojącego, mrocznego uniwersum silnie kojarzącym się z nazwiskiem Davida Lyncha. O tym barwnym trio można powiedziec tylko dwie rzeczy: ich pojawieniu się niemal zawsze towarzyszy napięta atmosfera, nie można odmówić im też daru przekonywania i kreatywności. Wszystko wskazuje na to, że ich rola w całej opowieści będzie niemała, choć na razie trudno stwierdzić na czym dokładnie miałaby polegać. To właśnie lubię w „Fargo” - jako widzowie posiadamy dość znaczną wiedzę, która pozwala na snucie domysłów i teorii co do tego jak potoczy się akcja, wiadomo jednak, że ze strony twórców można spodziewać się wszystkiego, a więc przede wszystkim niespodziewanego. Pewne jest tylko zaskoczenie.
Na koniec chciałabym zwrócić Waszą uwagę, na rzecz małą, ale zdecydowanie wartą pochylenia się nad nią. Nietrudno zauważyć, że świat „Fargo” jest pod wieloma względami przerysowany i dość nierzeczywisty, choć to przecież żadne Sci-Fi. Jak podkreślić to lepiej niż poprzez podkręcenie kolorów? Serialowa Minnesota wygląda jakby ktoś nałożył na nią filtr - barwy świata „Fargo” odznaczają się niezwykłą intensywnością i wysokim nasyceniem. Za sprawą tej wyrazistości są oczywiście bardzo piękne, ale też nieco niepokojące - cieszą oko, po dłuższej chwili budzą jednak wrażenie, że coś z tym kolorowym światem jest nie tak, jak być powinno. Nie można też zapominać o tym, że kiedy barwy nabierają intensywności, cienie także stają się mroczniejsze. Jak to przełoży się na zachowanie bohaterów? Już wkrótce będziemy mieli okazję się przekonać.
Autor: Karolina Osowska