Najnowsze dzieło Meksykanina Guillermo del Toro to obraz pełen detali, festiwal kolorów i duża dawka gotyckiej grozy. „Crimson Peak” z radością czerpie ze starych opowieści wielkich mistrzów pióra, a nawet tych kinowych, jednocześnie tworzy wielki pejzaż, któremu przyglądając się z dystansu widać wcześniej niezauważalne dziury – to duchy, które jawią się w ciemnym korytarzu, krzycząc, szepcąc, że filmowi del Toro brakuje czegoś więcej.
„Crimson Peak”, jak już wcześniej wspomniałem, jest niejako hołdem stworzonym ku pamięci gatunku gotyckiej grozy. Cała historia rozpoczyna się od wspomnień Edith Cushing (w tej roli młoda i utalentowana Mia Wasikowska), która posiada niezwykły dar/przekleństwo widzenia duchów. Pierwszym z nich był duch jej niedawno zmarłej matki – w mrocznym pokoju, oświetlonym bladym blaskiem świec widać zarysy upiornej postaci, czarnej niczym smoła i z pustymi oczodołami, tylko z postury przypominającej człowieka – który wystraszając swoją córkę szepcze: „strzeż się Crimson Peak”. Słowa te pozostały dla Edith enigmatyczne przez wiele lat; czternaście, będąc szczerym, kiedy jako dorosła kobieta zrozumiała ich znaczenie, ale było już za późno.
Jej pracę nad swoją nową książką (o duchach, jakżeby inaczej) przerywa tajemniczy baronet o króczoczarnych włosach i bladych licach, jego surdut jest pięknie skrojony, acz modny był dziesięć lat temu, jego buty są cudownie szyte, ale już stare i wytarte. To sir Thomas Sharpe (Tom Hiddlestone), arystokrata z Anglii, który by oddalić się od linii bankructwa postanawia zawalczyć o przychylność sponsorów za granicą. Jego celem jest dofinansowanie maszyny jego wynalazku, wydobywającej czerwoną glinę – produkt o wiele twardszy i stabilniejszy od zwykłej cegły (po odpowiedniej obróbce, rzecz jasna). Do Buffalo, w USA, przyjechał wraz z, jeszcze bardziej tajemniczą, siostrą Lucille (Jessica Chastain), jednakże ani jedno, ani drugie z rodzeństwa nie jest w stanie przekonać kupców. Mimo wszystko, Edith zakochuje się w młodym arystokracie, wychodzi za niego i wyrusza z nim do jego rodzinnego domu: Allerdale Hall w Cumberland, w Anglii. Tam dopiero rozpoczyna się film, ponieważ wszyscy wiedzą, że przezwisko dworu „wzgórze krwi” nie istnieje bez powodu.
Allerdale Hall jest zupełnym przeciwieństwem Buffalo, w którym mieszkała Edith. Ameryka została ukazana jako ciasna, aczkolwiek oświetlona, przestrzeń. Odbywają się tu regularnie spotkania towarzyskie i biznesowe, bale; mężczyźni należą do klubów gentlemeńskich, a kobiety ganiają za wolnymi kawalerami z tytułami. Anglia, natomiast, to ogromna i niezamieszkana przestrzeń, wielkie połacie terenu, traw i wzgórz, po środku których stoi właśnie wielki, gotycki dwór. Jest to kilkuset letni budynek, w posiadaniu rodziny Sharpe’ów od niepamiętnych czasów. Jego fasada jest czarnego koloru, poniszczona i zarośnięta bluszczem. Wewnątrz, w głównym holu miast sufitu jest niecodziennych rozmiarów dziura, sufitu praktycznie nie ma, przez co na posadzce widać elementy pogody: liście, śnieg, kałuże. Ogromną przestrzenią wykazuje się również sam dwór, którego niezliczone korytarze, pokoje i klucze mogą prowadzić do odkrycia niechcianych miejsc i sekretów.
To wyraźne zarysowanie obu światów od razu rodzi powiązania. Jeszcze w Ameryce Edith była porównywana do Jane Austen („Duma i uprzedzenie”, kochani), pisarki o romantycznej duszy, beznadziejnie szukającej swojego księcia, która zmarła panną; ona sama woli być Mary Shelley, kobietą, której nocne spotkania z mężem Percy’m Shelley (poetą) oraz Lordem Byronem („Manfred”) pozwoliły zrodzić się jednej z największych powieści grozy wszech czasów: „Frankenstein” – ta zmarła, będąc wdową. Prócz tych oczywistych i pięknych zarazem powiązań (dodatkowo w filmie można zauważyć nawiązania do innych twórców, jak na przykład opowieści Edgara Allana Poe, czy Horace’a Walpole’a) górę nad opowieścią bierze scenografia. Praca Thomasa E. Sandersa jest godna podziwu, a del Toro wykorzystuje ją w filmie bezlitośnie. Meksykanin już nie raz pozwolił nam zasmakować wspaniałych wizji jego wyobraźni, to przecież dzięki niemu bładziliśmy w labiryncie fauna, czy na rosyjskim cmentarzu, szukając mauzoleum Rasputina. Nawet niszczony przez Kaiju Hong Kong miał swój urok. W „Crimson Peak” to uczucie jest głębsze, wyrazistsze, bardziej zmysłowe i namacalne. Umiejętność del Toro łączenia kolorów z obrazem powoduje u widza chęć zanurzenia się w ekran, by rzeczywiście dotknąć tego łoża, poczuć aksamit na swojej skórze, usłyszeć skrzypienie śniegu pod butami.
Niestety, wszystko to rozgrywa się przy akompaniamencie nie w pełni wykorzystanego scenariusza. Choć sam obraz raczy nasze oczy, tak fabuła nie rozpościera wystarczająco mocno swoich motylich skrzydeł, by przynajmniej stanąć na równi ze stroną wizualną. Film w swej gotyckiej urokliwości jest strasznie przewidywalny – fakty i sekrety dworu Allerdale Hall ujawniane są bezprecedensowo, zmuszając widza do stwierdzeń: „tak, jak myślałem”, to znacząco popsuło rozrywkę z filmu. Na koniec na pierwszym planie pozostaje wciąż strona techniczna i wizualna filmu – nic tylko oglądać.
Nie myślałem wiele o filmie przed seansem, po prostu poszedłem do kina, wiedząc, że to del Toro, a ówcześnie zapoznałem się z jego wcześniejszymi filmami, ale usiadłszy w fotelu miałem nadzieję na przygodę przypominającą skrzyżowanie „Obecności” Wana, czy też „Lśnienia” Kubricka z gotyckim zacięciem rodem z „Jeźdźca bez głowy”. Często się zdarza, że moje oczekiwania odbiegają od rzeczywistości, przyzwyczaiłem się do tego i zacząłem w filmach szukać czego innego godnego uwagi. W „Crimson Peak. Wzgórze krwi” wygrywa pojedynek między Jane Austen a Mary Shelley wewnątrz Edith Cushing, czasami romantyczna natura po prostu współgra ze straszną naturą dworu, aż szkoda, że nie ma czegoś bardziej literackiego dla naszych zmysłów.
FILM OBEJRZANY DZIĘKI UPRZEJMOŚCI KINA HELIOS GDYNIA – REPERTUAR>>
______________________________________________________________________________________________________
_____________________________________________________________________________________
ŹRÓDŁO:
materiały prasowe dystrybutora United International Pictures