Amerykańska klasa wyższa. Fortuna odziedziczona po dziadku – wynalazcy bakelitu. Nowy Jork, Majorka, Paryż. Piękne stroje, doborowe towarzystwo. Wszystko to mogłoby wskazywać na idyllę, gdyby nie fakt, że rodzina Baekland’ów, która w pełni korzysta w tych przywilejów, jest na wskroś nieszczęśliwa, przeżarta zepsuciem, nudą oraz brakiem jakichkolwiek hamulców moralnych.
Gdy rodzi się następny spadkobierca, Antony (Eddie Redmayne), między synem a matką zawiązuje się niezwykle silna więź zarówno emocjonalna, jak i fizyczna, która w efekcie, gdy chłopak dojrzewa, przeradza się w związek kazirodczy. Barbara (Juliane Moore), matka chłopca, to dość niezrównoważona, emocjonalnie rozchwiana kobieta, która wżenia się w bogatą rodzinę męża. Nigdy jednak nie staje się jedną z nich. Potrafi natomiast używać życia i korzystać z fortuny. Zarówno sama postać Barbary, jak i pozostałych bohaterów jest słabo zarysowana, pusta, dokładnie tak, jak wydrążone jest życie tych ludzi. Brak rzeczywistych problemów, celów i perspektyw zdaje się rodzić poczucie nudy i doprowadza do stanu, w którym wszystko staje się relatywne. Gdy więc puszczają wszelkie hamulce, a granice relacji stają się płynne, dochodzi do tragedii.
„Uwikłani” to adaptacja książki Natalie Robins pt. „Savage Grace”, w której przedstawiona jest prawdziwa historia rodziny Beakland’ów. Jest to krytyka stylu życia amerykańskiej klasy wyższej połowy ubiegłego wieku. Obyczajowe zepsucie zdaje się wtedy osiągać swoje apogeum. Jednak wśród rozerotyzowanej, przekolorowanej atmosfery salonu, czai się samotność i ogromne pragnienie miłości. Barbara, nieszczęśliwa w małżeństwie, zdaje się całą swoją życiową energię przelewać na syna. Jej mąż Brooks (Stephen Dillane) odchodzi z byłą narzeczoną własnego syna, natomiast Antony, prawdopodobnie cierpiący na chorobę psychiczną, przede wszystkim kocha matkę, choć po odejściu ojca bezskutecznie zabiega o jego miłość. Film pokazuje wielkie nieszczęście, zagubienie i uwikłanie w trudne relacje, z których wyjście zdaje się być dla bohaterów niemożliwe.
Film Toma Kalina jest przez niektórych porównywany do kina Luchino Viscontiego, które charakteryzuje niebywała dbałość o estetykę scenografii oraz artystyczne, malarskie kadry. „Uwikłani” kuszą pięknem bohaterów, barwą i światłem. Jest to jednak jedynie zewnętrzna powłoka tego świata. Reszta jest nieustanną grą pozorów i autokreacji, a im bliżej, tym ciemniej, zimniej i smutniej. Nihilizm i dekadencja to bowiem główny temat filmu Toma Kalina; przy czym jest to relacja ambiwalentna - zarazem zachwyt, jak i negacja tego świata.
Autor: Milena Leszman-Pelowska