„Powstanie warszawskie” 70 lat później

Głośno reklamowane „Powstanie warszawskie” jest rzeczywiście przedsięwzięciem niezwykłym. Cały film składa się z materiałów archiwalnych nagrywanych dla polskiego podziemia od sierpnia do października 1944 roku. Miały one krzepić powstańców, a pozostałych mieszkańców Warszawy uspokajać, że sytuacja jest pod kontrolą. Stąd też w kronikach pojawia się sporo fabularnych „dokrętek” akcji zbrojnych, w których Polacy przejmują niemieckie czołgi czy odbijają kościół. Są tam też prawdziwe zdjęcia polowych posiłków, montowania broni, zszywania opasek, życia w kwaterze, a nawet wesela. Jak najmniej natomiast miano w założeniu pokazywać ofiary wojny – rannych oraz zmarłych. Jednakże, jak to się dalej okazuje, od brutalnej prawdy nie można uciec.

 

Wydarzenia opowiedziane są z perspektywy operatorów kamery – Karola (Michał Żurawski) oraz jego brata Witka (Maciej Nawrocki). Obaj śledzą losy powstańców podczas całego dnia służby, często namawiając ich do udziału w tworzonym przez siebie filmie. Początkowo tylko Karol widzi sensowność kręcenia zdjęć w zastępstwie chwytania za broń, jednakże z biegiem czasu również Witek dostrzega misję, jaką ma do spełnienia. Co jakiś czas widzimy przegląd materiałów dokonywany pod czujnym okiem Prezesa (Mirosław Zbrojewicz). Uderza w nim kontrast prawdziwych czarno-białych, słabej jakości kronik z efektem, jaki na ekranie dostajemy dzisiaj. Naturalnie pokolorowane zdjęcia i dodane w postsynchronach głosy sprawiają, że materiały przestają być tylko nużącym źródłem historycznym, a stają się fascynującym świadectwem autentycznych wydarzeń. Bywa zresztą – co można traktować jako zarzut – że zdubbingowane głosy brzmią zbyt głośno i czysto jak na zapis realnych dźwięków ulicy. Wyraźnie słychać, że zostały dograne w studiu – za mało jest na taśmie szmerów i pogłosu, byśmy mogli stuprocentowo uwierzyć obrazowi.

 

Scenariusz napisany przez Joannę Pawluśkiewicz, Jana Ołdakowskiego i Piotra Śliwowskiego potrafi trzymać w napięciu. Mimo że wiemy jak wyglądało, a przede wszystkim jak skończyło się powstanie, naiwnie liczymy, że wszystko jakoś się ułoży. Im dłużej trwa film, tym wyraźniej radosne chwile odchodzą w cień, a w oczach warszawiaków pojawia się coraz większy strach. Wypełnione ludźmi ulice prędko pustoszeją. Cywile przenoszą się do piwnic, a żołnierze, jeszcze niedawno pełni nadziei, posępnieją. Czasem uda im się zdobyć niemiecki przyczółek i jeńców, innym razem wynegocjować wstrzymanie broni na pochowanie ciał. Wojna to jednak wojna.

 

Miejscami pojawia się nazbyt patetyczny ton, ale trudno go uniknąć w sytuacji, gdy film wyprodukowano ze środków Muzeum Powstania Warszawskiego. Pewnie dlatego twórcy nie zadali sobie pytania czy powstanie było potrzebne, traktując je raczej jako sprawę naturalną. Część widzów zapewne zwróci uwagę na słowa: „A za mostem już czekają Rosjanie”. Z kolei w innych momentach uderzą ich partyzanckie warunki zbrojne warszawiaków w porównaniu do olbrzymich zasobów armii niemieckiej. Na szczęście film ma niepodważalne walory edukacyjne – nie jest przesłodzony i nie pokazuje powstania tylko jako wspaniałej przygody. Pod koniec seansu zgadzamy się z Witkiem, że warto było go obejrzeć, by „naprawdę wiedzieć, jak to było”.

 

FILM OBEJRZANY DZIĘKI UPRZEJMOŚCI KINA HELIOS GDYNIA .

 

Autor: Emilia Lange - Borodzicz

Forum:

Nie znaleziono żadnych komentarzy.

Wstaw nowy komentarz


Załóż własną stronę internetową za darmo Webnode