„Grace księżna Monako” - piękność o dwóch twarzach

Gdy myślę o Grace Kelly, cały czas mam przed oczami jeden obraz: aktorka jedzie kabrioletem przez strome zbocza lazurowego wybrzeża, z rozwianymi na wietrze blond włosami i zimnym spojrzeniem błękitnych oczu. To właśnie z tym obrazem, utrwalonym przez Hitchcocka w „Złapać złodzieja” kojarzymy ją najczęściej – tak też musiała wyglądać na chwilę przed śmiercią…

 

Film Oliviera Dahana nic jednak nie wspomina o tragicznym wypadku. Koncentruje się na stosunkach małżeńskich księcia Rainiera z księżną i ich konfliktach, wynikających z różnic kulturalno-obyczajowych. Osią napędową jest tutaj dylemat księżnej: wrócić do aktorstwa i przyjąć główną rolę w nowym filmie Hitchcocka czy wspierać męża w walce o utrzymanie pozycji na dworze, jako idealna żona i matka.

 

Dahan uderza w te same struny, co wszystkie filmy biograficzne o członkach rodzin królewskich – na osobistym dramacie księżnej, która nie potrafi sprostać roli, jaką na siebie przyjęła. Brzmi to znajomo, bo podobne zmagania widzieliśmy już w wielu innych filmach („Jak zostać królem”,„Diana”,„Maria Antonina” czy „Księżna” – to tylko kilka przykładów z ostatnich lat). Grace Kelly z prowincjonalnej, beztroskiej piękności z Filadelfii, musiała przeobrazić się elegancką księżną o nieskazitelnych manierach, która potrafi płakać i uśmiechać się na zawołanie.

 

Reżyser ukazuje konflikt wewnętrzny księżnej przez częste zbliżenia na Nicole Kidman, której twarz niestety nie wyraża już żadnych emocji. Widać to w scenie, gdy nauczyciel etykiety pokazuje jej kolejno karteczki z napisem „radość”, „smutek”, „przerażenie”, a twarz aktorki ani drgnie. Można to jednak podciągnąć pod celowy zabieg ze strony reżysera, który ma podkreślić jej zagubienie i nieporadność na dworze. Trzeba też przyznać, że dopóki oglądamy Kidman z dystansu, radzi sobie w roli Grace całkiem nieźle -  nawet fizycznie przypomina gwiazdę „Kobiety z prowincji”. Z kolei scena, w której przemawia na balu Czerwonego Krzyża to reżyserki majstersztyk, dzięki zręcznej pracy kamery i grze (pozornie nieistotnymi) detalami w wyglądzie księżnej, jak niedbale zawieszony naszyjnik, czy rozmazany makijaż – w tym momencie niemal zapominamy, że to hollywoodzka produkcja, a nie skromny film europejski. Oglądamy Grace Kelly bez magicznego filtra jej piękna i nieskazitelnego wizerunku –  tak jak wtedy, gdy przyglądamy się dłużej „Mona Lisie” Leonarda da Vinci, zaczynamy dostrzegać pewne rysy i pęknięcia, a nawet ulegamy złudzeniu że puszcza do nas oko.

 

Z filmu wyłaniają się dwie twarze księżnej: z zewnątrz to oziębła piękność, hollywoodzka gwiazda w olśniewającej kreacji, z bliska – samotna kobieta, skazana na łaskę nieprzyjaciół, która porzuca młodzieńcze marzenia na rzecz królewskiego życia. Podobnie jest z pałacem książęcym w Monako - Ville: gdy go oglądamy z daleka i kamera „wspina się” po skalistych zboczach jawi się jako miejsce z bajki, gdy znajdujesię w środku, jest jak więzienie, z którego chce się jak najszybciej uciec. Wniosek jest taki, że na pewne rzeczy (i ludzi) lepiej spoglądać z pewnego dystansu.

 

FILM OBEJRZANY DZIĘKI UPRZEJMOŚCI KINA HELIOS GDYNIA.

 

Autor: Alicja Hermanowicz

Forum:

Nie znaleziono żadnych komentarzy.

Wstaw nowy komentarz


Załóż własną stronę internetową za darmo Webnode