Smoke smoke smoke that cigarette puff puff puff and if you smoke yourself to death (Tex Ritter - Smoke smoke smoke that cigarette – polecam posłuchać). A następnie cały film będziemy bronić papierosów, ale czy o nie, i TYLKO o nie chodzi?
Nick Naylor (perfekcyjnie zagrana rola przez Aarona Eckharta) jest (i niech w tym miejscu posłuży nam wolne tłumaczenie z filmu):
„Zarabiam na życie, będąc przedstawicielem organizacji, która zabija 1200 osób każdego dnia. 1200 osób. Mówimy tu o pasażerach dwóch Jumbojetów. Mężczyznach, kobietach i dzieciach. Znaczy, że jesteśmy sobie równi: Atylla, Dżyngis-Chan, i ja. Nick Naylor. Twarz papierosów... Pułkownik Sanders (dziadek od KFC przyp. autora) nikotyny.”
Nick pracuje dla organizacji, która lobbuje na rzecz przemysłu tytoniowego w Stanach Zjednoczonych. Z samego statusu pracy facet musi mieć gadane. Bo jak tu mówić, że papierosy są ok w czasach, kiedy coraz dalej oddala się palących z miejsc publicznych i izoluje w „szklanych domkach”. A więc Nick ma gadane. I w grupie takich ludzi Nick się obraca (świetne role Adam Brody, David Koechner, Rob Lowe). I to sprawia, że film płynie, jest tak nakręcony (i nie mówię o kręceniu kamerą, tylko słowem), że ogląda się go z wielką przyjemnością. Nick ma swoich oponentów, największym jest senator Ortolan Finistirre (przeczytajcie to sobie na głos… i te klapki w biurze senatorskim… ;) ), który przedstawiony jest w filmie w tak krzywym zwierciadle (śmieszny poseł, walczący w słusznej sprawie, ale bardzo przy tym nieporadny), że ich konfrontacje, choć tylko raz w filmie pokazane twarzą w twarz, są wisienką na torcie „Thank you for your smoking”.
Film zabawny, pouczający poradnik dla każdego, kto chce wygrywać argumentem w debacie, nawet jeśli walczy, w naszej opinii, po złej stornie. Obraz w przewrotny sposób ukazuje potęgę ludzkiego argumentu i balansuje na krawędzi „right or wrong”.
Trochę amerykanizmów w recenzji, bo to film przy okazji kolejny, czysto amerykański. Do szpiku amerykańskiej kultury, która bazuje na „wolności” (pamiętajcie o tym jak będziecie oglądać przemówienie tej małej blondynki w szkole) i miłości. Bazujących na wartościach, które niby wspólne dla ludzkości w Stanach zdają się nabierać swojego - unikalnego smaku. Zresztą jest to jakby domena reżysera Jasona Reitmana, który zaraz po „Thank You…” stworzył dla nas „Juno”.
Teksty – świetne. Reżyserka, scenariusz - wszystko pracuje jak w zegarku na przyspieszonych obrotach. Coś w stylu „Jestem Bogiem”. Film do dyskusji. Must see! And Thank you!
P.S. Najlepsza rada na to w jaki sposób wymyśleć coś dobrego, proponowana przez szefa Nicka - puszczałem sobie to zdanie z 10 razy. I to tempo wypowiedzi… (bam,bam,bam).
Autor: Michał Serocki