Od 28 czerwca 2013 roku w kinach możemy oglądać najnowszą produkcję Rolanda Emmericha pod tytułem „Świat w płomieniach”. To kolejny tytuł spod ręki tego reżysera, który przykuwa do fotela niebanalnymi efektami specjalnymi, ale także nieźle poprowadzoną fabułą.
Emmerich w świat swoich bohaterów i sytuacji, w której się znaleźli wprowadza nas dość precyzyjnie, przedstawiając nam w wyczerpujący sposób główną postać ochroniarza waszyngtońskiego Kapitolu, Johna Cale’a (po raz kolejny, w krótkim odstępie czasu, na dużym ekranie pojawia się Channing Tatum). Cale to weteran wojny w Afganistanie, który po powrocie do kraju nieudolnie skupił się na wychowywaniu córki i relacjach ze swoją byłą żoną. W ramach rekompensaty za nieobecność na jednym ze szkolnych przedstawień, Cale zabiera swoją córkę Emily (Joey King)na wycieczkę po Białym Domu. Ma tu odbyć rozmowę w sprawie pracy w Secret Service – ekipie odpowiedzialnej za zapewnienie bezpieczeństwa prezydentowi Stanów Zjednoczonych, Jamesowi Sawyerowi (Jamie Foxx). Cale ostatecznie angażu nie otrzymuje, a chwilę po wyjściu z gabinetu agentki Finnerty (Maggie Gyllenhaal) – odpowiedzialnej za ochronę prezydenta Sawyera, dochodzi do ataku paramilitarnej grupy terrorystycznej. Oprawcy zaplanowali każdy szczegół akcji, której jedynie celem pośrednim jest prezydent Sawyer, a która doprowadzić ma do totalnego chaosu w świecie polityki zagranicznej USA. Nie podejrzewają jednak, że w budynku znajduje się John Cale, który podejmie się próby odbicia prezydenta oraz ocalenia swojego kraju przed wiszącą na włosku klęską.
„Świat w płomieniach” jest kolejnym w ostatnich miesiącach filmem, którego scenariusz opiera się na akcji zarysowanej w Białym Domu. W kwietniu mieliśmy bowiem okazję obejrzeć film akcji Antoine Fuqua pod tytułem „Olimp w ogniu”. W roli głównej wystąpił wówczas Gerard Butler, który wcielił się w postać odsuniętego od obowiązków agenta Secret Service. Wówczas również Biały Dom zaatakowali terroryści. Niektórzy zarzucają więc Emmerichowi, że „Światem w płomieniach” prezentuje nam produkt wtórny, który gości na ekranie w skandalicznie krótkim odstępie czasu w stosunku do filmu Fuqua. Produkcja Emmericha jednak broni się stylem reżysera, który pomimo tego, że nie stworzył filmu przepełnionego tak wielkim rozmachem jak jego poprzednie tytuły „Dzień niepodległości” czy „Pojutrze”, to znajdzie swoich odbiorców – oczekujących po filmie rozrywki dobrze zmontowanej, dynamicznie poprowadzonej i nienużącej widza. No chyba, że ktoś na siłę doczepi się do scenariuszowych podobieństw w stosunku do „Olimpu…” (których z pewnością nie brakuje) lub twierdzi, że Emmerich przesadza ze swoim efekciarstwem, pomijając w zamian bardziej staranne dopracowanie swoich postaci czy fabuły, którą opracował autor historii, James Vanderbilt („Niesamowity Spider-Man”). Tak czy inaczej, na „Świat w płomieniach” wejściówkę na salę kinową poświecić warto.
Autor: Adam Plutowski