Film naprawdę dobry, całkiem zgrabny, lecz daleko mu do arcydzieła. Jednak, co najistotniejsze - to ważny i szczery obraz portretujący nierówną walkę między jednostką a systemem. Choć ten nacechowany antyputinowsko dokument śledczy zaczyna się od aresztu i wywiadów zza więziennych krat z samymi zainteresowanymi, to jednak punkt ciężkości przesunięto raczej na zeznania przyjaciół i innych bliskich aresztowanych dziewczyn. Autor w ten sposób przybliża sylwetki trójki z Pussy Riot, która stawia dzielny opór na rozprawach. Rodzice wypowiadają się o swoich wychowankach z autentyczną dumą – jedynie matka Maszy wybryk wręcz potępia.
Wcześniej nakreślono także sytuację polityczną w Rosji na pół roku przed aresztowaniem. Dowiadujemy się, że Pussy Riot powstał w dzień powrotu Putina do władzy. (Nie one jedyne wyraziły wtedy swój sprzeciw – w całej Rosji doszło do demonstracji spowodowanych podejrzeniem oszustwa w wynikach wyborów). Same członkinie grupy widzimy wyłącznie w areszcie i na rozprawach - sądzone jak najgorsze zbrodniarki. Mały (w gruncie rzeczy) akt buntu staje się wielkim symbolem walki z opresyjnym reżimem. Nie uginają się pod nim nawet za kratami. Po miesiącu zostaje im przedstawiona (pierwsza) absurdalna konieczność aresztu, a w międzyczasie przez policję poszukiwane są kolejne członkinie. Masza udaje (?) głupią. adwokat próbuje wykorzystać lukę w prawie; sprytnie gra na emocjach, odwołując się do wiary i Chrystusa…
Reakcje osób starszych na najgłośniejszy performance młodych Rosjanek są typowo zaściankowe – ślepo oburzały się na bezczeszczenie świętego miejsca. Większość (Rosjanie nieświadomi stanu demokracji we własnym kraju) protest rozumie opacznie jako zamach na religię prawosławną, a nie jako sprzeciw na zerową rolę kobiet tego kościoła. Do tego duchowni „sprzężeni” z tamtejszym rządem umiejętnie podkręcają atmosferę potępienia tych osób. Na szczęście są też tacy, którzy myślą zdroworozsądkowo. Na całym świecie, w pięćdziesięciu największych miastach, wybuchają demonstracje. Zachodnie media nazywają proces stalinowską pokazówką…
Swoje poparcie dla Pussy Riot przekazały muzyczne sławy jak Paul McCartney, Sting i Peter Gabriel, jednak z gestów solidarności celebrytów z aktywistkami pokazano jedynie fragment występu Madonny. To nieco żałosne, że przywódca wielkiego mocarstwa boi się byle grajków. Podobnie Richard Nixon obawiał się konsekwencji działalności Johna Lennona, co poskutkowało śledzeniem go przez FBI przez dłuższy czas. Być może z tego względu na moment oddano głos Yoko Ono, wdowie po tym muzyku. Z drugiej strony trzeba jednak przyznać, że rzeczywiście artyści często swoją twórczością lub zachowaniem skłaniają zwykłych do (zmiany) myślenia…
„Punk rock nigdy w Rosji nie istniał” – zauważa Grupa Wsparcia Pussy Riot. O samej muzyce właściwie nie warto się wypowiadać. Agresywny, celowo uproszczony punk ma być chwytliwym nośnikiem idei głoszony przez niechlujny wokal, a raczej skandowanie, czasem wręcz krzyk. Ciężko doszukiwać się w tych kilku piosenkach jakiejś większej wartości artystycznej, ale z góry wiadomo, że przecież nie są one nadrzędnym celem aktywistek.
Produkcja jest pełna amatorskich, chaotycznych, trzęsących się ujęć zrealizowanych z ręki tanią kamerą lub telefonem komórkowym. Co zastanawiające, rejestrowano nawet próby występów i są to zdjęcia o wiele lepszej jakości niż materiał z samego feralnego, zaledwie czterdziestosekundowego występu - którego oczywiście nie mogło zabraknąć (to, co miało zostać zaprezentowane w pełnym wymiarze, oglądamy w ujęciach z prób). Szczęśliwie się złożyło, że reżyserzy nie musieli posiłkować się materiałem inscenizowanym, gdyż archiwalia w zupełności wystarczyły.
Przemówienia na koniec. Każda ma osobny monolog. Są pełne dumy i poskromionej złości. Nadia cytuje jeden z numerów swojej kapeli. Zapada wyrok. Kolonie karne dla dwójki dziewczyn. Trzecia wychodzi dzięki zmianie adwokata (która przejmie sprawy pozostałych już po zakończeniu akcji filmu). To nie koniec walki…
Autor: Filip Cwojdziński